powrót - różności
wstęp

strona główna

ulubione gry leszka

archon
arkanoid
blue max
bc quest
boulder dash
clowns & baloons
colossus chess
drop zone
flak
fort apocalypse
frogger
ghost chaser
henry's house
karateka
last starfighter
leader golf
mercenary
miner 2049er
montezuma's rev.
moon patrol
pole position
raid over moscow
river raid
road race
silent service
slot machine
spindizzy
spy hunter
starquake
summer games
tekstówki
zeppelin
zorro
parada gier
kontakt

HISTORIA ATARI (NO, MNIEJ WIĘCEJ)

W dalszej części - teksty z kapsuły czasu

Zdjęcie Atari 800XL zamieszczone w piśmie "Mikroklan" jako
ilustracja do artykułu.
To ono sprawiło, że zapałałem do atarynki uczuciem pożądania
tak silnym, iż
w niecały rok później podstawowe elementy zestawu z fotografii wylądowały także
na moim biurku.


Historia Atari, którą tu zamieszczam nie jest kompendium wiedzy o firmie ani komputerze Atari 800XL, tylko opowiastką jak to drzewiej było. Wiele faktów opisuję tak, jak je sam pamiętam z dawnych, dobrych czasów, inne nie zostały sprawdzone do końca, bo albo nie miałem dostępu do wszystkich źródeł, albo nie chciało mi się szukać, albo też same źródła nie do końca są wiarygodne ;-). Wydaje mi się, że jakieś story o Atari powinno być tej stronie. No to jest ;-). Jeśli ktoś miałby jakieś uwagi, sprostowania czy zwyczajnie po ludzku chciałby mnie opieprzyć - jestem do dyspozycji. Co będę mógł, to poprawię.

     Firmę stworzył w 1972 roku człowiek nazwiskiem Nolan Bushnell. Jako miłośnik gry Go, nazwał firmę słowem "atari", który w Go jest terminem oznaczającym mniej więcej tyle, co "szach" w szachach. W założenie Atari Bushnell zainwestował całe 250 dolców i ruszył na podbój rynku gier wideo, który był wówczas terenem dziewiczym. Nie wiem jak wielką karierę planował zrobić, ale przypuszczam, że sukces przerósł jego wszelkie oczekiwania. W ciągu pierwszych trzech lat istnienia Atari osiągnęła 40 milionów dolarów rocznego obrotu, i w 1975 Bushnell sprzedał swoje dziecko dla Warner Communication Inc. za blisko 30 milionów zielonych. Pierwszym wielkim przebojem Atari była automatowa zręcznościówka Pong, a sprzętową platformą, która zdobyła rynek stała się konsola VCS2600. Ponga powinna pamiętać kupa ludu - to była taka prosta odbijanka: przesuwaną w górę i dół paletką przebijało się piłeczkę na stronę rywala, który też starał się ją odbić. Można było regulować szybkość gry i poziom trudności (kąt odbicia piłki). Powstało wiele klonów tej gierki, gdyż Bushnell zaniedbał sprawę zastrzeżenia do niej praw. W Polsce rozpowszechniła się pod nazwą "gra telewizyjna" lub "tenis". Moja była po prostu "grą" ;-) Do początków lat 80-tych Atari sprzedała przeszło 25 milionów konsol VCS, a roczny obrót firmy przekroczył 2 miliardy dolarów (przynosząc stosowne do obrotów zyski).

     Pierwsza złota era Atari - ta "konsolowa" - zakończyła się nagle i gwałtownie, niczym wielkie wymieranie dinozaurów. Na początku 1983 roku rynek gier wideo załamał się, po prostu runął. Dość powiedzieć, że Atari straciła tamtego roku grubo ponad pół miliarda dolarów; forsa wyciekała w tempie dwóch milionów dolarów dziennie! Przyczyna tego krachu główne źródło miała w sukcesie innego odnóża przemysłu elektronicznego - komputerach. Oszałamiające sukcesy święciły kolejne modele Clive'a Sinclaira: Z80, ZX81 i wreszcie ZX Spectrum, który wszedł do sprzedaży w połowie 1982 roku. Model z 16 kilobajtami pamięci RAM kosztował początkowo 250 dolarów, co było ceną przystępną. W rok później do konkurencji dołączył C64 firmy Commodore. Naraz wszyscy nagle chcieli mieć komputery zamiast konsol do gier. Łatwo i dziś zrozumieć gwałtowność tego zjawiska, gdy kolejna generacja procesorów po kwartale zastępowana jest przez następną w tej samej cenie. W tamtych czasach elektronika taniała również bardzo szybko, zmieniając z miesiąca na miesiąc oblicze rynku.

     Atari miała w odwodzie i komputery. Pierwsze 8-bitowe modele: 400 i 800 wypuszczono w 1979 roku. Proponuję Ci małą zabawę: wyobraź sobie, że masz właśnie 1200 dolarów do wydania na komputer (uwzględniając inflację powinno to być ok. 1500, ale niech tam ;-)). Przelicz tę forsę na złotówki i sprawdź, jaki model peceta możesz teraz za to dostać. W 1979 roku tyle kosztował Atari 800. Miał 16 kilobajtów pamięci RAM, 10 ROM, czterokanałowy generator dźwięku (Pokey) i procesor grafiki (Antic). Centralną jednostką był procesor Motoroli 6502 (a właściwie MOSTEK - MOS Technology - firmy, która "wypączkowała" z Motoroli). Sprzętowo było to już całkiem blisko naszej atarynki. W 1982 roku Atari wyprodukowała model 1200XL (nadal bez wbudowanego Basica), a w rok później wyszła seria komputerów pod nazwą 600XL i - uwaga, uwaga! ;-) - 800XL! Oba modele w zasadzie różniły się tylko wielkością pamięci RAM, miały jej odpowiednio 16 i 64 kilobajty. Wejście obu komputerów nie ratowało sytuacji firmy. Także fakt, że w szybkim tempie wydawano na nie wiele dobrych programów niewiele zmieniał.

Jack Tramiel

     W połowie 1984 roku Warner Inc. sprzedał  sekcję sprzętu domowego Atari Jackowi  Tramielowi. Tramiel naprawdę nazywa się Jacek  Trzmiel (wg innych źródeł Idek lub Icek  Tramielski)  i pochodzi z naszego pięknego kraju.  Jako łódzki  Żyd trafił podczas wojny do obozu  koncentracyjnego w Niemczech, skąd wyzwolili go Amerykanie, i w 1947 roku opuścił Europę. Przybywszy do Stanów, zmodyfikował nieznacznie nazwisko, czyniąc je wymawialnym dla reszty ludzkości. Założył firmę zajmującą się naprawami i sprzedażą maszyn do pisania. Nazwał ją Commodore. Pod koniec lat 60-tych Tramiel wszedł na rynek elektroniczny, a w miarę rozwoju techniki także komputerów domowych. Był ojcem fantastycznego sukcesu komputera C64, który zawojował blisko 1/3 rynku komputerów ośmiobitowych. Jednak wkrótce skłócił się z głównym udziałowcem w firmie Commodore i odszedł od niej razem z częścią personelu. Przyszedłszy do Atari znalazł się w sytuacji, w której mógł jeszcze raz, od samych podstaw udowodnić swoją wartość jako szef i organizator. I udało mu się: zarządzana przez Tramiela twardą ręką (na dzień dobry zwolnił prawie 1000 pracowników) firma Atari stanęła na nogi i bardzo szybko zdobywała rynek komputerów domowych umiejętnie promowanymi modelami 600XL i 800XL. I choć atarynka nigdy nie osiągnęła popularności C64 czy ZX Spectrum, stała się jednym z wielkich małych komputerów w historii świata ;-).

     Pora potrącić pewien aspekt historyczno-batalistyczny, na przykładzie którego omówimy z grubsza postać małego Atari. Nie ma co ukrywać, że firmy Atari i Commodore nie darzyły się sympatią, co przekładało się także na postawę użytkowników, docinających konkurencji przy każdej okazji (niektórzy ciągną ten pozagrobowy spór do dziś). Zaczęło się to wraz z początkiem "drugiej złotej ery" Atari, gdy atarynka sprzedawała się świetnie, rosła rzesza użytkowników sprzętu - zadowolonych i pyskatych. Przyczyną tej komputerowej wojenki była ambicjonalna postawa Tramiela, który chciał pokazać komu trzeba swoją wartość, a także fakt, że Atari 800XL i C64 stały się na rynku komputerowym bezpośrednimi rywalami. Obie maszynki napędzał ten sam procesor 6502, miały podobne parametry: 64 kb RAM, wbudowany interpreter języka Basic, możliwość podłączenia tych samych urządzeń peryferyjnych (w tym dwa joysticki na raz, C64 miał nadto port MIDI), a także - co też się liczyło - porządną obudowę i klawiaturę.
     Bardzo skomplikowane było rozstrzyganie wyższości jednego komputera nad drugim. C64 miał nieco lepszą grafikę, XL-ka natomiast dźwięk generowany przez Pokey'a. Oba kompy miały na równi marny Basic, który był ważnym elementem oceny, gdyż w tamtych czasach możliwość samodzielnego pisania programów była zaliczana do podstawowych zastosowań komputera! Basic atarynki był jednak słaby na zasadzie coś za coś: znaczną część ROM-u przeznaczono bowiem na system operacyjny, współpracę ze stacją dysków. I tu przebiegały prawdziwe okopy ;-) Dla 800XL podstawowym nośnikiem danych miała być dyskietka 5.25 cala; póki co jednak stacje były drogie (napędy nie taniały tak szybko), zastępczo do wczytywania programów przeznaczono specjalny magnetofon, który dawał porażającą szybkość transmisji - 600 bodów na sekundę. Gierki wczytywały się 7-10-15 minut, a np. Silent Service w wersji kasetowej dobrze ponad 20. Ponadto w każdej chwili monotonne buczenie wczytywanych danych mogło zamienić się w intrygujący gulgot, który oznajmiał, że tym razem nic z tego - trzeba cofnąć taśmę i ładować ten koks jeszcze raz. 20 sekund trwał osławiony sygnał synchronizujący! W C64 programowe turbo skracało czas ładowania gierek do najwyżej trzech minut. W 800XL prawdziwe turbo wymagało przeróbek sprzętowych i zdaje się, że upowszechniło się tylko w Polsce. Sytuacja diametralnie zmieniała się, gdy przechodziło się na stację dysków. Nie pamiętam parametrów commodorowskich, ale były one żałosne, podczas gdy standardowa szybkość transmisji stacji dla Atari wynosiła prawie 20 tysięcy bodów, a późniejsze przeróbki pozwalały ją jeszcze znacznie zwiększyć. Wyjątkowo elastyczny system operacyjny spowodował, że powstało na Atari kilkanaście różnych DOS-ów o coraz większych możliwościach. Na jednej stronie dysku można był o pomieścić do 180 kb danych - standardowo. Summa summarum comodorowcy szydzili z magnetofonowej gehenny atarowców, a ci odgryzali się tym samym, tylko pod adresem stacji do C64.
     Innym polem do dokopywania sobie była dostępność softu. Na Atari 800XL powstało znacznie mniej programów niż na C64 (a także Spectrum). W późniejszym okresie wiele gier z 16-bitowch kompów ciągle wydawano w wersjach na ośmiobitowce - ale nie na atarynkę. Z drugiej strony na XL-kę istniała cala plejada rozbudowanych gier wyłącznie w wersjach dyskowych lub takich, które przez współpracę ze stacją zyskiwały wiele, stawały się znacznie lepsze i użyteczniejsze. Chociażby doczytywanie kolejnych leveli, wzbogacenie o dodatkową grafikę, dźwięk, możliwość uwiecznienia się na liście hiscore. Wiele programów użytkowych dzięki współpracy ze stacją dysków należało w połowie lat 80-tych do kategorii półprofesjonalnych. Dla uzupełnienia tej rywalizacji można dodać, że XL-ka była o ok. 1/3 tańsza od C64.

     Do końca 1985 roku i przez cały następny komputery Atari szły jak burza. Firma wypuściła też 16-bitowy komputer Atari 520ST (podstawowa wersja), który był najtańszym wówczas komputerem tej klasy. W tym samym czasie naszej XL-ce zmieniono obudowę na "nowocześniejszą", podobną do ST, i przemianowano ją na 65XE. Model 130XE był tym samym komputerem, tylko z pamięcią rozszerzoną do 128 kilobajtów. Ważna uwaga: pisząc o małym Atari, 8-bitowym Atari, atarynce, 800XL i 65XE, używam tych nazw zamiennie - to imiona tego samego komputera ;-).

     Komputery Atari zawitały do Polski w 1985 roku, sprowadzane głównie przez Pewex i Baltonę; ma się rozumieć były dostępne także na giełdzie. Zostały bardzo dobrze przyjęte, choć lud zasobny w bugsy nie był (oficjalnie sprzedawano je za dolary i z narzutem), a i komputer tani był tylko "względnie". Nie pamiętam dokładnej ceny Atari 800XL z magnetofonem; majaczy mi się, że było to coś ponad 120 dolarów w 1986 roku. Wówczas były to duże pieniądze; przez ponad 2 lata spłacałem pożyczkę na to cacko, do czego później doszły jeszcze raty za stację dysków LDW Power, kupioną za 200$...

     Tu mały wtręt historyczny. W połowie lat 80-tych ceny komputerów domowych na Zachodzie spadły na tyle, że sporo ludzi w tzw. krajach socjalistycznych mogło sobie już pozwolić na zakup tego cuda. Sprowadzane przede wszystkim prywatnie, komputery szybko stały się w Polsce na tyle powszechne, że ich obecność była zjawiskiem masowym i... pozostającym poza kontrolą "oficjalnych czynników". Władza ludowa zdawała sobie sprawę, że coś z tym fantem należy zrobić. Widać było, że komputery to nie hobby ani chwilowa moda, tylko rozwijająca się lawinowo technologia z wielką przyszłością. A przecież to nasz ustrój był przodujący! Należało pokazać zgniłemu Zachodowi, że my też potrafimy. Władza rzuciła więc hasło komputeryzacji. W gazetach już od jakiegoś czasu pojawiały się kąciki komputerowe, wkrótce ukazały pierwsze pisma w całości poświęcone komputerom - w szczególności Bajtek i Komputer.
     Jeśli chcesz, zajrzyj do "kapsuły czasu", jaką są numery tych pism. Widać w nich, jak w naszych realiach próbowano pokonywać pierwsze stopnie wczesnej komputeryzacji:
Ambicją było "zabezpieczenie" społeczeństwu popularnego komputera rodzimej produkcji.
Kłopotano się o edukację informatyczną młodzieży.
Pokazywano, że inne kraje socjalistyczne też potrafią!
Poruszano przeróżne inne aspekty komputeryzacji.
W pionierskich czasach aż roiło się od innych ciekawostek.

     Odgórne i urzędowe próby komputeryzowania Polaków rozjechały się z rzeczywistością, która poszła w swoją stronę. Takoż i my wróćmy do naszej atarynki.

     Do końca lat 80-tych w Polsce sprzedano tak wiele ośmiobitowych Atari (nie znam niestety dokładnych liczb), że powstał u nas całkiem samowystarczalny rynek tego komputera. Liczne firmy nie tylko sprzedawały sprowadzane z Zachodu programy (oczywiście bez poszanowania praw autorskich), ale powstawały też rodzime programy, sprzedawane w bardziej cywilizowany sposób. Wielu zapaleńców pisało ciekawe sharewary, do dziś mam na kasetach fragmenty nagrań z audycji Radiokomputer, gdzie programy te były emitowane. Istniał dobrze rozwinięty rynek usprawnień sprzętowych, od turbo do magnetofonu, po stacje dysków polskiej produkcji. Powstały nawet tak egzotyczne urządzenia, jak sampler dla Atari 800XL. Stopniowo wychodziło coraz więcej konkretnej literatury dla użytkowników.
     Wszystkie te miłe rzeczy działy się u nas w sytuacji, gdy na Zachodzie rynek Atari XL/XE zaczął niestety szybko obumierać.

     Trzeba powiedzieć, że firma Atari - delikatnie mówiąc - nigdy nie wywalała wielkich pieniędzy na promowanie atarynki. Komputer ten zdobywał popularność rozpędem, który, nie wspomagany dostatecznie ze strony producenta, wkrótce zaczął maleć. Oczkiem w głowie Atari stały się komputery 16-bitowe, 8-bitowe zaś wpadły w samobójczy mechanizm: sprzedawało się coraz mniej komputerów XL, więc programiści rezygnowali z robienia na nie softu, przez co sprzedawało się jeszcze mniej komputerów itd... W 1988 roku korespondent brytyjskiego wydania Atari User donosił z USA o nowych programach powstających tam na atarynkę. Wtedy wciąż jeszcze ukazywały się na Atari takie rzeczy, jak Infiltrator, czy Seven Cities Of Gold; zapowiadano platformówkę Draconus (wszystkie były już w wersjach na inne komputery). Ale europejski rynek gier dogorywał; spodziewano się już tylko pojedynczych programów na małe Atari. W magazynach mnożyły się teksty w rodzaju: "Gra X jest wielkim przebojem na C64 i Spectrum; kiedy powstanie jej wersja na Atari?" - pytał zdesperowany czytelnik w liście. "Trudno powiedzieć" - odpowiadała rezolutnie redakcja, "czynimy starania, żeby programiści z zespołu Y zrobili wersję gry X na Atari. Wy też piszcie do nich (tu adres firmy), bo oni mówią, że nie opłaca im się robić programu dla tak niewielu użytkowników." Czyli pospolite ruszenie.
    Sama Atari praktycznie nie wspierała już atarynki, a w 1992 roku oficjalnie ogłosiła zaprzestanie wsparcia dla ośmiobitowców. Kiedyś bardzo krytycznie patrzyłem na to postępowanie Atari, teraz nie jestem już tak pewien ostrych sądów. Choćby dziś na rynku nie ma miejsca na różnorodność sprzętu: poza PC i makówkami reszta to margines. Wraz z końcem lat 80-tych kończyła się era 8-bitowych kompów, a na dodatek atarynka włączyła się do rywalizacji bardzo późno. Ale z drugiej strony niedługo potem Atari ST powtórzyło drogę XL-ki, tracąc bardzo dobrą pozycję wśród komputerów. Zatem...

     Kiedyś wymyślałem sobie dla zabawy słownik atarowców, gdzie pod hasłem "marketing" napisałem coś takiego: "W Atari jedyną osobą, która posiadła tajemnicę marketingu był stary Jack Tramiel, który w obawie przed konkurencją schował swoją receptę w sejfie, zamknął go na cztery spusty, a kartkę z szyfrem przezornie zjadł. Szyfr zapomniał. Od tamtej pory nikt w Atari już nie wie, jak sprzedawać komputery." Of kors przesada, ale nie bardzo. Kolejne produkty Atari ukazywały się światu niczym wunderwaffe. W połowie 1992 roku jak grom z jasnego nieba spadła wieść o Falconie, pierwszej domowej stacji roboczej o nieprawdopodobnych możliwościach, wyposażonej w procesor sygnałowy i 32-bitowy procesor Motoroli. Zaprezentowany wkrótce na Atari Messe w Dusseldorfie komputer miał standardową obudowę ST (czyli taka większa atarynka), ponadto - w wersji podstawowej - miał 1(!) megabajt pamięci RAM i opcjonalny(!!!) twardy dysk. I tak, Falcon świata nie podbił. W podobny sposób w rok później objawił się światu Jaguar - fenomenalna, pierwsza w świecie 64-bitowa konsola do gier. Świat oniemiał z zachwytu, po czym... Jaguar przepadł z kretesem. Może właśnie dlatego, że konsola pojawiła się nagle - jak prawdziwy drapieżca hitech ;-) Sprzedawała się lawinowo i trzeba ją było szybko nakarmić smacznym softwarem. Ale dobrych gierek nie da się wyprodukować w dwa miesiące; firma naciskała na programistów, a ci pod presją czasu wypuszczali gniota za gniotem.Do dziś z sensownych gier na Jaguara wymienia się chyba tylko Alien vs Predator, który powrócił w chwale - ale na peceta! (ad vocem! - Adam)

     Szefostwo Atari (już nie tylko Jack Tramiel) popełniło masę głupstw; niemal wszystkie konstruowane przez firmę modele - począwszy od Atari 800XL - przewyższały konkurencję nowoczesnością i możliwościami, ale fatalny marketing sprawił, że pozostały jedynie "moralnymi zwycięzcami" ;-). Do dziś mam w kilku pismach zestawienia z 1992 roku, których autorzy porównują ze sobą Falcona z ówczesnym bezpośrednim konkurentem Amigą 1200, wykazując jak nędzne parametry ma produkt Commodore w stosunku do Atari. Pytanie tylko: ile Falconów sprzedano, a ile A1200?... Chyba tylko Atari Portfolio - jeden z pierwszych palmtopów - zdobył popularność, na jaką sobie zasłużył.

     Oki, pora przestać przynudzać. Jeszcze na koniec kilka zdań o zejściu firmy ze sceny komputerowej. Okopana na linii DTP i MIDI, Atari w latach 90-tych była spychana na margines komputerowego rynku, nie potrafiąc zastąpić ST żadnym nowym równie popularnym sprzętem. Zwijanie interesu odbywało się etapami: po różnych ogranizacyjno-biznesowych przetasowaniach Atari Games połączyła się w 1996 roku z firmą JTS, producentem dysków. Suma kontraktu wyniosła 50 milionów dolarów. JTS zapowiadała utrzymywanie na rynku Jaguara i produktów z marką Atari. Nic z tego się nie ziściło i w dwa lata później JTS sprzedała prawa do Atari (produkty, patenty, znaki towarowe, soft) firmie Hasbro Interactive za... 5 mln dolarów (co za upadek!). Nowy właściciel sięga do przepastnych archiwów Atari i odkurza czasem stare przeboje, głównie w wersjach na PC i Playstation, ale o tej działalności nie wiem właściwie nic. Chyba zauważyłeś, że nasza historia zakończyła się tak naprawdę dobrych kilka akapitów temu? ;-)))

Żegnaj Amigo - mówi Jack Tramiel komputerowi firmy Commodore na rysunku Stefana Szczypki. Rzecz miała miejsce na początku roku 1987 i nosiła znamiona wiarygodności.
W kilka lat później... zresztą nieważne ;-)

powrót na początek
powrót - różności