powrót - parada gier
powrót - różności

 włóczykij
   lk avalon
   maciej stefański, roman palka
 1993
opis: marek kamiński

wstęp
strona główna

ulubione gry leszka

archon
arkanoid
blue max
bc quest
boulder dash
clowns & baloons
colossus chess
drop zone
flak
fort apocalypse
frogger
ghost chaser
henry's house
karateka
last starfighter
leader golf
mercenary
miner 2049er
montezuma's rev.
moon patrol
pole position
raid over moscow
river raid
road race
silent service
slot machine
spindizzy
spy hunter
starquake
summer games
tekstówki
zeppelin
zorro

parada gier

kontakt

Włóczykij jest gierką, która wciągnęła mnie na dłuższy okres czasu. Sądzę, że tym, co mnie w niej urzekło była (moim skromnym zdaniem) kapitalna muzyczka (grająca również podczas gry, a nie tylko na początku, co nie zdarzało się często w gierkach atarynkowych z dobrą muzyką), jakościowo chyba dorównująca tej Adama Gilmore'a z początku Draconusa, oraz płynny scrolling etapu w poziomie (co też było rzadkością w tego typu gierkach na Atari, gdyż wśród przygodówek dominowały komnatówki).
      Jednak do rzeczy. Włóczykij, produkt cudownego LK Avalon, jest gierką przygodowo-zręcznościową typu "cały czas w prawo do celu" (podobnie jak legendarny już Fred, stworzony też przez ludzi z Avalonu), w którym tytułowy Włóczykij (jest to stworek w kształcie jajka, podobnie jak Dizzy z serii podobnych gierek) chodzi po różnych platformach, skacze na głowy przeciwnikom jego wędrówki (...jednak nie wszyscy dadzą się w ten sposób unicestwić) i zbiera pewne migające, nieruchome cośki, których ilość w etapie jest podana na górze ekranu, i po zebraniu każdego spada o jeden. Z etapu wychodzimy, gdy mamy zebrane wszystkie te migające (migacze? - Lech), i przejdziemy przez prawą granicę etapu.
      W przeciwieństwie do Freda, w grze można po dojściu do końca etapu (prawa granica), cofnąć się na jego początek (lewa granica), w związku z tym owe migające, co je trzeba zbierać, można pominąć, a potem się wrócić, jeśli nie były nam wcześniej po drodze.
      Jeśli dobrze pamiętam, to oryginalna fabuła brzmiała następująco: tytułowemu stworkowi rozbił się statek kosmiczny i pogubili mu się przy tym wypadeczku jego kolesie (to właśnie ci migający), spadając tu i tam (konkretnie: w kolejnych etapach), a nasz Włóczykijek musi ich pozbierać przed ewakuowaniem się do kolejnego etapu (ciekawe jak się ewakuuje, skoro statek mu się zniszczył?!). Fabuła nie jest chyba zresztą tak ważna, liczy się grywalność.
      Główny bohater wygląda bardzo sympatycznie (uśmiechnięte jajko lub piłeczka, jak kto woli). Sterujemy tym gościem joyem (czyli strzałkami z numpada), a fire (czyli insert) jest potrzebny tylko po to, aby rozpocząć grę. (Marku, heretyk z Ciebie! Joystick jest potrzebny, a nie numpad jakiś ;-) - Lech) Gdy przybysz robi swoje salta, można go również kierować w lewo lub w prawo, a po spadnięciu można nim od razu odbić się znowu w górę, co się czasem przydaje (i fajnie wygląda). Krótko mówiąc, ze sterowaniem nie ma żadnego problemu (...a zwykle jak problemu nie ma, to tego nie doceniamy, natomiast czepiamy się, gdy jest, więc napisałem :))).
      Graficzce i muzyczce naprawdę nie można niczego zarzucić. Po prostu: cud, miód, palce lizać! (ach, ten płynny scrolling!). Naprawdę autorom gierki należą się wielkie brawa.
      Szkoda, że gra ma tylko pięć etapów (może więcej nie wlazłoby do tej niewielkiej ilości RAMu (65XE miał tylko 64 kB pamięci)...., a może to nie to. Poszczególne etapy, to:
1. ładna, zielona, plenerowa sceneria
2. jakiś zameczek (mniej lub bardziej stary)
3. jakieś zimne miejsce (dajmy na to Arktyka, bądź Antarktyda)
4. biuro
5. zabudowana powierzchnia jakiegoś ciała niebieskiego (dajmy na to baza na księżycu lub międzynarodowa kosmiczna kolonia karna, bo chodzą tam jakieś takie nieprzyjemne blaszane typy...)
      Każdy etap ma swoje własne stworki-przeszkadzajki (lecz są też takie wspólne; każdoetapowe) ruchome lub nieruchome i naliczyłem ich rodzajów około 13. Były tam m.in.: żrące kwiatki, duszki, goście przypominający punków, mumie (a może zombie?), pingwinki, bałwanki, króliki (a może zające?), piłki (do metalu? - Lech), jakieś mechaniczne ptaki, space walkery, itp.
      Zadanie w każdym etapie bardzo nieznacznie utrudnia fakt, że na jego przejście mamy ściśle określony czas. O tym ile już czasu upłynęło, a ile pozostało, informuje nas piasek w klepsydrze umieszczonej po prawej stronie na górze ekranu. Ciekawa rzecz jest w lewej-górnej części ekranu. Nasz bohater ma 5 żyć i w zależności od tego, ile mu ich pozostało, zmienia się tam rysunek pokazujący stopień jego zadowolenia. Pierwotnie jest tam uśmiechnięta piłeczka, a potem już niekoniecznie...
      Trening doprowadzający mnie do ukończenia gry na Atari 65XE zajął mi chyba jeden czy dwa tygodnie (bo oczywiście nie grałem non-stop, jak czynią niektórzy :))) Generalnie, gierka do trudnych nie należy. Jest raczej na umiarkowanym poziomie trudności, dzięki czemu nie zniechęca do grania w nią. Na emulatorze z zapisywaniem stanu dojście do końca zajęło mi chyba niecałe 90 minut.
      Emulator Atari 800 Win 2.5c powoduje pewne utrudnienie w graniu, gdyż w kilku etapach (np. w pierwszym) w górnej części ekranu zanikają potworki, w związku z czym można się "nadziać" na coś niemiłego, czego nie bardzo widzimy (być może emulator ten ma problemy z emulacją grafiki PM (player/missile), czyli grafiki Graczy i Pocisków, zwanych krótko duszkami (na Atari można było połączyć 4 pociski w piątego gracza, może tu leży problem...)). Podobny efekt widziałem w Lasermanii (też LK Avalon :))), gdzie na screenie tytułowym podczas animacji literek dygocze cały obraz, nie czepiajmy się jednak.
      Gierkę polecam każdemu. Jest super i naprawdę warto w nią zagrać.

Marek Kamiński

? KB włóczykij
powrót na początek
powrót - parada gier
powrót - różności