Był taki czas, że gier opartych na... powiedzmy sztukach walki było dużo, wręcz wysyp. Od początku ery ośmiobitowców programiści starali się tworzyć różne bijatyki, a jednym z pierwszych przebojów była legendarna The Way Of Exploding Fist. Trudno mi ocenić, ale tak se myslim, że apogeum popularności i dostatku tych gier przypadło na drugą połowę lat 80-tych. Potem nurt powoli wygasał, wyczerpywał się po prostu. Ile można? Gry tego gatunku dość często wcielały gracza w postać dzielnego wojownika ninja - i tak mamy w grze pod tytułem nomen omen Ninja ;-)
Jest to dobry przykład gry niespecjalnie wybitnej, ale lubianej bardziej od innych tego gatunku, technicznie lepszych. Na pewno bardziej od bajeranckiego Karateki - możesz porównać różnice. Ani grafika, ani natarczywa muzyka Ninjy nie zachwycały, ale grało się przyjemnie. Zaryzykuję legendę, że kierowany przez Ciebie bohater (podpisany zresztą "hero" ;-)) jest czarnym ninją, który został wysłany do wrogiej twierdzy aby odzyskać 7 bożków. Proste. Takoż prosta gra ma kilka urozmaiceń: chodzi się ninją po komnatach i zabija przeciwników, których są trzy rodzaje: bandzior (thug - najłatwiejszy do pokonania), karateka (groźniejszy) i ninja, do którego trzeba naprawdę z respektem. Po drodze zbieramy rozrzucone losowo bożki (idols) - jest ich 7, a wyglądają jak ta żółta kałuża na górnym screenie - i dolnym też ;-) Wzięcie bożka regeneruje energię wojownika, a o zdrowie trzeba dbać, bo życie w tej grze - jak w prawdziwym życiu - jest jedno. Ponadto możemy zbierać sztylety lub gwiazdki, żeby razić nimi przeciwników. Ostrze wyrzucamy wciskając fire plus drążek w bok ;-) Gwiazdka odbiera wrogowi mniej energii niż sztylet, ale sztylet musi trafić dokładnie ostrzem, a gwiazdka niekoniecznie. W całej grze występują na raz trzy sztuki takiej broni do rzucania; musimy je zbierać - i róbmy to, gdyż porzuconymi sztyletami i gwiazdkami umieją się też posługiwać wrodzy ninja. Ratunkiem przed rzuconym w naszą stronę ostrzem, jest podskoczyć w odpowiednim momencie.
Poza wspomnianymi elementami Ninja, o dziwo, ma też zakończenie. Wędrując po komnatach musimy najpierw znaleźć silnie strzeżoną Komnatę Akumy (Akuma's Chamber - ta na dolnym screenie), tam zabić wszystkich wrogów i zabrać ostatniego bożka, a następnie wrócić na miejsce startu. Nie jest to łatwe także z tego powodu, że jeśli jakąś kondygnację pałacu opuścisz i wrócisz do niej, będą tam od nowa przeciwnicy. Nie ma jednak wiecznego pętania się po korytarzach i tłuczenia, aż samemu zostanie się zatłuczonym. Ma przez to Ninja posmak gry przygodowej, a jedno życie skłania do refleksyjnego grania; sprawia, że każde starcie niesie dreszczyk dodatkowej emocji.
Ninja nie była grą szczególnie trudną, choć z powodu śmiertelności głównego bohatera trzeba było trochę popracować nad jej ukończeniem. Pod emulatorem skończenie jej jest banalnie proste, dzięki możliwości zapisu stanu gry w dowolnym momencie. Miała typowe wady gier "karateckich", np. w walce stosuje się nie więcej niż dwa wypracowane ciosy. Mimo to życzę dobrej zabawy i zachęcam. Bo warto. I ostatnia uwaga: zamieszczona gra jest w wersji całodyskowej (czyli ładujemy ją do stacji D1) i zawiera mapę sporządzoną przez Kosę, za co mu dzięki serdeczne.
|
|