Biblioteka nut chóralnych przygotowana przez Towarzystwo Muzyczne im. Edwina Kowalika w ramach projektu dofinansowanego przez Fundację Bankową im. Leopolda Kronenberga
Wacław Gieburowski był kapłanem i muzykiem. Już za życia był doceniany za zasługi dla rozwoju polskiej chóralistyki i muzykologii. Największego sprzymierzeńca znalazł w osobie kard. Augusta Hlonda, który dążył do odrodzenia muzyki kościelnej w naszym kraju. To właśnie August Hlond uzyskał dla niego Kanonikat Honorowy Kapituły w Palestrinie (najwyższe kościelne odznaczenie muzyczne) oraz godność szambelana papieskiego.
Wacław Gieburowski przyszedł na świat w 1877 roku w Bydgoszczy. Wychowywał się w rodzinie głęboko religijnej i patriotycznej. Studiował teologię w Poznaniu, a następnie wstąpił do seminarium w Gnieźnie, gdzie w 1902 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Przez kilka lat pełnił obowiązki duszpasterskie na terenie diecezji gnieźniejskiej.
Nie mamy żadnych informacji dotyczących muzycznego wykształcenia ks. Gieburowskiego. Wiemy tylko, że od dziecka kochał muzykę i pobierał prywatne lekcje u dobrego nauczyciela w Bydgoszczy. Już jako młody kapłan miał przekonanie, że praca na rzecz muzyki, zwłaszcza sakralnej, będzie jego zadaniem na całe życie. Po usilnych prośbach kierowanych do przełożonych udało mu się wyjechać w 1908 roku na kurs muzyki kościelnej do Ratyzbony. Po ukończeniu kursu powierzono mu funkcję Wikariusza Chórowego w katedrze poznańskiej.
Dla ks. Gieburowskiego rozpoczyna się odtąd nowy okres życia, wypełniony intensywną pracą. Zostaje wykładowcą muzyki w seminarium duchownym oraz w Państwowym Konserwatorium Muzycznym, a także w Katedrze Muzykologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, gdzie oprócz zajęć dydaktycznych prowadzi badania nad chorałem gregoriańskim i rozwojem polifonii w Polsce od XV do XVII wieku. Wraz z Feliksem Nowowiejskim obejmuje kierownictwo Wydziału Muzyki Kościelnej w Konserwatorium. Włącza się także w życie muzyczne miasta, organizując koncerty symfoniczne i chóralne.
Kolejnym, bodaj najważniejszym nurtem działalności ks. Gieburowskiego była praca dyrygenta chóralnego. Przez wiele lat kierował Towarzystwem Śpiewaczym Lutnia. To pod jego batutą chór osiągnął tak wysoki poziom artystyczny, że z powodzeniem mógł, oczywiście z towarzyszeniem orkiestry, wykonywać wielkie dzieła, takie jak: "Quo vadis" Feliksa Nowowiejskiego, "Stworzenie Świata" Haydna czy "Requiem" Mozarta. Przygotowanie tak ambitnego repertuaru wymagało od zespołu zapału i dyscypliny, a dyrygent potrafił to osiągnąć. Dla ilustracji wystarczy przytoczyć fragment komunikatu zarządu chóru: "Kto opuści dwie lekcje z rzędu, traci bezwarunkowo prawo do udziału w koncercie".
Szczególnie dużo pracy i serca poświęcił ks. Gieburowski powołanemu w 1881 roku z inicjatywy Józefa Surzyńskiego chłopięco-męskiemu Poznańskiemu Chórowi Katedralnemu. Chór ten zapewniał oprawę muzyczną nabożeństw. Wiele także podróżował po kraju, biorąc udział w koncertach i uroczystościach. Zaśpiewał w Filharmonii Warszawskiej i z tym samym programem wystąpił w czasie pogrzebu Józefa Piłsudskiego. Chór zasłynął także za granicą, m.in. w Pradze, Wiedniu, Paryżu, Budapeszcie i Frankfurcie. Podczas koncertów można było usłyszeć nie tylko dzieła światowej literatury muzycznej, lecz także polską polifonię wokalną. W prasie zagranicznej pisano: "Nie wiedzieliśmy, że Polska posiada dawną muzykę, równie piękną jak twórczość Niderlandczyków i Włochów".
Niebywały rozgłos zyskał poznański Chór Katedralny dzięki nabożeństwom transmitowanym przez Polskie Radio. Pierwsza transmisja odbyła się w 1927 roku z okazji Triduum Paschalnego. Początkowo wzbudziła wiele kontrowersji. Zastanawiano się, czy można obrzędy liturgiczne przekazywać tą drogą. Jednak głosy osób starszych i chorych, docierające do Watykanu dosłownie z całej Europy, a także zdanie kardynała Hlonda przekonały sceptyków.
Ks. Wacław Gieburowski pozostawił również kompozycje sakralne. Należą do nich: "Ave Maria na sopran solo i organy" oraz utwory chóralne: "Domine, salvum fac", "Missa pro Defunctis", "Tu es Petrus", "Litania loretańska" i monumentalne "Magnificat". Z myślą o chórach, których poziom wykonawczy był mniej zaawansowany, pisał łatwiejsze pieśni, takie jak: Parafraza nt. "Po górach, dolinach" "Bądź, Panno, pozdrowiona" czy "już od rana rozśpiewana". Ponadto zebrał i opracował wykonawczo kilka zeszytów "Cantica selecta Musices Sacrae in Polonia". Jest także autorem Śpiewnika kościelnego dla organistów "Funebrale".
W chwili wybuchu II wojny światowej ks. Gieburowski był u szczytu swej działalności naukowej, dydaktycznej, a nade wszystko artystycznej. W listopadzie 1939 roku Niemcy aresztowali go i wywieźli do obozu w Kazimierzu Biskupim koło Konina. Kiedy brakło "księdza Wacka" jego chór uległ rozproszeniu. Wtedy 19-letni Stefan Stuligrosz, który od dawna był członkiem zespołu, zebrał grupę śpiewaków. Po kilku miesiącach ks. Wacław niespodziewanie został zwolniony z obozu. Jednak otrzymał nakaz cotygodniowego, niezwykle upokarzającego meldowania się na policji. Podczas niedzielnej mszy, którą odprawił po powrocie do Poznania, niespodziewanie zaśpiewał jego chór. To było dla niego wzruszające przeżycie.
W dniu 18 listopada 1942 roku władze okupacyjne nakazały ks. Gieburowskiemu opuścić Poznań. Stefan Stuligrosz tak zapamiętał ostatnie spotkanie z Mistrzem:
"Przy Świętym Wojciechu stała dzwonnica i barak, którego dziś już nie ma. W tym baraku ks. Gieburowski po raz ostatni nas zebrał i zaczął dyrygować. W pewnym momencie strasznie się wzruszył, rzucił partyturę i wybiegł bez słowa. Czym on czuje się obrażony? - pomyślałem. Pędzę za nim, a on uciekał do zakrystii. Zatrzymał się. Przylgnął do mnie i strasznie płakał. To było jego pożegnanie z nami".
Gwałtowny postęp choroby nowotworowej niszczył siły ks. Wacława. Ostatnie miesiące spędził na wygnaniu w Warszawie, gdzie zmarł 27 września 1943 roku. Trumnę z jego ciałem złożono tymczasowo w Warszawie na Powązkach. Dopiero po upływie trzech lat ciało zmarłego przewieziono do Poznania, gdzie spoczęło na Skałce. W hołdzie swojemu Mistrzowi Stefan Stuligrosz chórowi "Poznańskie Słowiki", który założył w 1945 roku, nadał imię Ks. Wacława Gieburowskiego.