Biblioteka nut chóralnych przygotowana przez Towarzystwo Muzyczne im. Edwina Kowalika
Kim był Ludwig van Beethoven? Klasykiem wiedeńskim? Romantykiem? Czy może jednym i drugim? Gdy zaczynał, niektórzy przepowiadali, że zostanie drugim Mozartem. I rzeczywiście w początkowym okresie jego twórczości wyraźny jest wpływ Haydna i Mozarta. Ale późniejszy styl muzyki Bethoveena staje się odbiciem osobistych przeżyć i zapowiada tym samym epokę romantyczną.
Przodkowie Ludwiga przybyli do Niemiec z Flandrii i osiedlili się w położonym w dolinie Renu Bonn. Tam 16 października 1770 roku przyszedł na świat kompozytor. Dziadek Ludwig i ojciec Johann byli zawodowymi muzykami, matka zaś miłą, inteligentną kobietą, posiadającą umiejętność rozmowy z każdym człowiekiem. O tym, jakie życie wiodła rodzina Beethovenów, dowiadujemy się z pamiętnika Cecylii Fischer. Oto jeden z obrazków:
"Każdego roku, w dzień świętej Magdaleny, hucznie obchodzono imieniny i urodziny pani van Beethoven. Do mieszkania przynoszono pulpity i ustawiano krzesła, a w pokoju, w którym wisiał portret dziadka Ludwiga, rozkładano baldachim pięknie ozdobiony kwiatami, liśćmi laurowymi i zielonymi gałązkami. Późnym popołudniem proszono panią van Beethoven, aby na chwilę udała się na spoczynek, a około dziesiątej wszyscy zbierali się w kompletnej ciszy. Zaczynano stroić instrumenty i budzono panią van Beethoven. Gdy się ubrała, prowadzono ją do salonu i sadzano pod baldachimem na pięknie udekorowanym krześle. W tym samym momencie rozbrzmiewała cudowna muzyka, którą słychać było w całym sąsiedztwie. Po koncercie podawano kolację i towarzystwo jadło i piło, aż do chwili, gdy rozweseleni goście, nabrawszy ochoty na tańce, zrzucali buty i zaczynali tańczyć w samych pończochach, aby nie czynić zbyt wiele hałasu."
Ten beztroski czas szybko przeminął. Na rodzinę Bethovenów posypały się nieszczęścia - śmierć dwojga dzieci, kłopoty materialne i długa, ciężka choroba matki Ludwiga. Później dołączył się jeszcze alkoholizm ojca.
Około 1774 roku Johann zauważył zdolności muzyczne syna i zaczął go uczyć. Ale nie miał podejścia. Był zanadto surowy i niecierpliwy. Malec stawał na stołeczku przy fortepianie i wykonywał wprawki i gamy. Ojciec nie pozwalał grać niczego z głowy; mówił, że to są głupstwa. Nigdy go nie chwalił. Z drugiej strony jednak Cecylia Fischer zanotowała następującą wypowiedź Johanna:
"Mój syn Ludwig jest teraz moją jedyną pociechą. Czyni takie postępy w muzyce, że wszystkich wprawia w podziw. Mój Ludwig, mój Ludwig, jestem przekonany, że pewnego dnia będzie wielkim człowiekiem."
Mały Ludwig był chłopcem nieśmiałym, samotnym i często zamyślonym tak bardzo, że nie słyszał, gdy ktoś na niego zawołał. Ojciec posyłał go na lekcje muzyki do różnych nauczycieli. Dopiero jednak w 1779 roku organista dworski Christian Gottlob Neefe stał się jego prawdziwym mistrzem i przyjacielem. Ucząc go gry na instrumentach klawiszowych i kompozycji, przekazał mu zamiłowanie do muzyki Bacha i Haendla. Miał ciepły, życzliwy stosunek do chłopca. Był zachwycony jego talentem i czynił starania, by umożliwić mu wyjazd do Wiednia. Doprowadził ponadto do wydania pierwszych kompozycji, a także pomógł Ludwigowi w uzyskaniu w 1784 roku posady muzyka na dworze elektora w Bonn.
W 1787 roku Beethoven znalazł się w Wiedniu. Wkrótce jednak musiał powrócić do Bonn, ponieważ zmarła jego matka. Przeżył boleśnie tę stratę. Zdrowie ojca pogarszało się coraz bardziej i osiemnastoletni Ludwig musiał przejąć obowiązki głowy rodziny. Pracował jakoo muzyk dworski, dawał koncerty i udzielał lekcji. Niebawem Johann zmarł, a Ludwig opiekował się dwoma młodszymi braćmi, dopóki nie wyuczyli się zawodu.
W 1792 roku Ludwig nareszcie mógł opuścić Bonn i na stałe wyjechać do Wiednia. Dzięki listom polecającym przyjaciół nawiązał kontakty z tamtejszą arystokracją. Wkrótce dał się poznać jako doskonały pianista i improwizator. Rozpoczął się okres intensywnej pracy kompozytorskiej.
Około 1800 roku kompozytor spostrzega, że jego słuch stopniowo słabnie. W liście do jednego z przyjaciół pisze:
"Unikam towarzystwa, ponieważ nie mogę zdobyć się na to, by powiedzieć ludziom: jestem głuchy! Gdybym tylko miał inny zawód, potrafiłbym poradzić sobie z moim inwalidztwem."Kompozytor przeżywa załamanie nerwowe i w 1832 roku pisze tzw. "Testament Heiligenstadzki", w którym znajdują się takie oto słowa:
"Byłem bliski targnięcia się na swoje życie. Jedyną rzeczą, która mnie przed tym powstrzymywała, była moja sztuka. Albowiem wydaje mi się niemożnością opuścić ten świat, zanim stworzę wszystko to, do czego zostałem powołany."
Pogarszaniu się słuchu żaden lekarz nie umiał zaradzić i Beethoven musiał porozumiewać się z ludźmi za pomocą "zeszytów konwersacyjnych". Coraz trudniej było mu występować w roli pianisty, a tymbardziej panować nad orkiestrą za pulpitem dyrygenta. Przyszedł w końcu taki dzień, gdy Mistrz, podczas próby, stracił panowanie nad zespołem wykonawców i powstał chaos, a następnie przerwano próbę. Anton Schindler napisał w zeszycie: "Proszę przestać, więcej w domu". Teraz zrozumiał, uciekł z teatru. To był straszny dramat. Na prośbę kompozytora Schindler został wtedy u niego przez całą noc.
W ostatnich latach życia Beethovena do problemów ze słuchem dołączyły się ogólne dolegliwości fizyczne. Bardzo cierpiał, wszystko go bolało. Przez to często był rozdrażniony i rozżalony na wszystko. Najgorsze było poczucie osamotnienia. Umarł 26 marca 1827 roku. Na pogrzeb przybyło 20 tysięcy wiedeńczyków.
BEethoven już za życia cieszył się sławą jednego z najwybitniejszych kompozytorów. Można powiedzieć, że był on tytanem pracy twórczej. Ostateczna wersja każdej kompozycji była poprzedzona szkicami i kilka razy poprawiana, zanim została przepisana na czysto. Pomimo choroby artysta do końca życia nie przestał tworzyć, a nawet pozostawił kilka rozpoczętych dzieł. Jego dorobek jest ogromny. Skomponował m.in.: utwory fortepianowe (21 cykli wariacji, 32 sonaty, wiele drobnych utworów), koncerty instrumentalne (5 fortepianowych, 1 skrzypcowy, "Koncert potrójny C-dur na fortepian, skrzypce i wiolonczelę), utwory kameralne (sonaty na skrzypce i fortepian, tria, kwartety), operę "Fidelio", oratorium "Chrystus na Górze Oliwnej", mszę koncertową "Missa solemnis" oraz 9 symfonii.
Nad ostatnią, IX symfonią kompozytor wyjątkowo długo pracował. Już we wczesnej młodości fascynowała go poezja Schillera, a zwłaszcza jego "Oda do radości". To wtedy naszkicował tematy przyszłego monumentalnego dzieła. Później zaplanował włączenie części wokalnej, zawierającej "Odę do radości". Premiera odbyła się 7 maja 1824 roku. Beethoven stał za plecami dyrygenta tyłem do publiczności. Gdy przebrzmiały ostatnie dźwięki Symfonii, publiczność opanował niesamowity entuzjazm. Ludzie krzyczeli: "Brawo, brawo", ale Mistrz tego nie słyszał. Wtedy śpiewaczka Caroline Unger wzięła go za rękę i odwróciła twarzą do widowni. Zobaczył jak ludzie podrzucają w górę kapelusze i wymachują chusteczkami, dziękując za wspaniałe dzieło. Onieśmielony ukłonił się, a słuchacze jeszcze bardziej wiwatowali na jego cześć. Biedny, schorowany Beethoven. Czy był wówczas szczęśliwy?
Aż do tej pory specjaliści od medycyny usiłują ustalić, co było przyczyną choroby kompozytora. Badają na różne sposoby kosmyk włosów i fragment kości czaszki. A przecież nie to jest najważniejsze. On pozostawił muzykę, w której wyśpiewał swoje najgłębsze przeżycia, marzenia i emocje. A także opowiedział o swojej bohaterskiej walce z losem, na przekór przeciwnościom, jakie przydarzyły mu się w życiu, bo nie można oddzielić dzieła od jego twórcy.