Biblioteka nut chóralnych przygotowana przez Towarzystwo Muzyczne im. Edwina Kowalika
"Ogierman... to był zdolny muzyk, to był znakomity muzyk" - tak zapamiętał swojego studenta prof. Kazimierz Sikorski.
Ks. Idzi Ogierman Mański był muzykiem wszechstronnym. Jako organista, dyrygent, chórmistrz i kompozytor cały swój talent oddał w służbę muzyce religijnej. Muzyka, którą tworzył czy wykonywał, była dla niego zawsze modlitwą.
Przyszedł na świat w 1900 roku w Radzionkowie koło Tarnowskich Gór. Jego ojciec - Józef Ogierman był znanym działaczem organizacji niepodległościowych. Z tego powodu spotykały go liczne represje ze strony władz pruskich. Był muzykiem-amatorem. Uczył Idziego gry na fortepianie, a z czasem zaczął powierzać mu rozpisywanie partytur na głosy dla męskiego chóru "Orfeusz", który sam założył i prowadził. Dzięki temu Idzi doskonale opanował umiejętność czytania i pisania nut. Po pewnym czasie Józef oddał zdolnego syna pod opiekę miejscowego nauczyciela i organisty. Niedługo jednak trwała ta edukacja, gdyż nauczyciel szybko zorientował się, że Idzi lepiej gra od niego. Józef umieścił więc chłopca w gimnazjum salezjanów w Oświęcimiu, gdzie nad edukacją muzyczną czuwał Antoni Chlondowski.
W 1917 roku Idzi podjął decyzję pozostania salezjaninem. Trzeba pamiętać, że wciąż jeszcze trwała pierwsza wojna światowa. Mański został wcielony do armii niemieckiej. Nie chcąc walczyć u boku wroga, uciekł z wojska i schronił się w klasztorze. Został jednak odkryty i aresztowany przez Ukraińców. Już w wolnej Polsce w 1920 roku złożył swe pierwsze śluby zakonne.
Po odbyciu studiów teologicznych i muzycznych w Turynie oraz po uzyskaniu święceń kapłańskich ks. Idzi Ogierman Mański rozpoczął, mającą trwać do końca życia, pracę pedagoga i wychowawcy młodzieży w różnych ośrodkach salezjańskich, m.in. w Szkole Organistowskiej w Przemyślu. Uczył religii, harmonii i kontrapunktu oraz gry na fortepianie i organach. W 1935 roku ukończył ponadto w Warszawskim Konserwatorium wydziały: instrumentalny (organy), kompozycji i dyrygentury.
Już wówczas ks. Mański posiadał pokaźny dorobek twórczy, który obejmował kantaty, msze, nowenny, motety, hymny, pieśni oraz preludia organowe. Cały ten bogaty zbiór, znajdujący się w archiwum salezjanów, uległ zniszczeniu podczas drugiej wojny światowej.
Lata wojny to dla ks. Mańskiego czas tułaczki i poniewierki. Ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem, żeby uniknąć aresztowania i wywiezienia do obozu, ale jednocześnie prowadził działalność duszpasterską wśród ludności na Wileńszczyźnie.
Po wojnie ks. Mański zabrał się do intensywnej pracy pedagogicznej. Kochał młodzież i okazywał jej wiele dobroci i życzliwości. Pomagał swoim uczniom, nawet kiedy już opuścili placówki salezjańskie. Panowała opinia, że "Ks. Mański to nerwus", ponieważ był porywczy i czasem tracił cierpliwość na lekcjach indywidualnych. Ale wiadomo było, że to z troski o jak najlepszy rozwój wychowanków.
Ks. Mański nadal dużo komponował. Powstały m.in.: "Magnificat czerwińskie", kantata "Matko Boża Częstochowska", "Kantata do św. Cecylii", kantata "Ze świtaniem rannej zorzy", oraz wiele utworów i opracowań chóralnych. Pozostawił także tzw. Towarzyszenia organowe do pieśni w łatwiejszym i trudniejszym układzie z myślą o organistach kościelnych. Ta jego twórczość muzyczna pozostała w rękopisach, które pożyczał, przekazywał, rozdawał. Wiele z nich zaginęło chyba bezpowrotnie.
Najlepiej ks. Mański wypoczywał w regionie tatrzańskim. Rozmawiał z góralami i notował zasłyszane melodie na skrawkach papieru. Uwielbiał górskie wędrówki, podczas których utrwalał piękne widoki na fotografiach i zbierał lecznicze zioła. 15 sierpnia 1966 roku bardzo rano wyruszył ulubionym szlakiem na Giewont i już stamtąd nie powrócił. Ciało jego po dwóch dniach poszukiwań odnaleźli w górach przyjaciele.