Trójwymiarowe malowidło uliczne (3D street art) w Wieliczce - nowa atrakcja turystyczna!
Wieliczka - płyta Rynku Górnego w Wieliczce, tytuł: "SOLNY ŚWIAT", Autor: Ryszard Paprocki, powierzchnia: ponad 350 m kw.,
Technika:
trwała, oparta na nowoczesnej chemii, całkowicie odporna na polskie
warunki klimatyczne oraz na uszkodzenia mechaniczne!
"Solny świat" w Wieliczce
jest obecnie największym malowidłem 3D w Polsce i prawdopodobnie drugim
w świecie po londyńskim obrazie " Reebok CrossFit : 3D Street Art".
Tego typu dzieła należą do gatunku sztuki ulicznej (j. ang. - "3D
street art"). Malowidła trójwymiarowe ze względu na anamorficzność
czyli zniekształcenie obrazu podlegają specyficznej perspektywie, nie
są łatwe w realizacji. Obrazy są w pełni czytelne tylko z jednego,
bardzo dokładnie zlokalizowanego punktu. Tylko z tego punktu można
zrobić prawidłową fotografię uzyskując nie zniekształcony obraz. Obrazy
3D powstające na powierzchni posadzki są bardzo młodą dziedziną sztuki
współczesnej. W Polsce całkowicie nowatorską; dotychczas istniał tylko
jeden tego typu wielkowymiarowy obraz - na koronie zapory wodnej w
Niedzicy. W świecie jest to dziedzina już dosyć popularna - jednak
zwykle powstają prace niewielkich rozmiarów. W odróżnieniu do świata -
tylko w Polsce obydwie prace są ogromnych rozmiarów i wykonane w
technikach trwałych, odpornych na wszelkie warunki klimatyczne i ruch
pieszych i pojazdów.
Tego typu obiekty artystyczne zwykle stają się dużymi atrakcjami
turystycznymi. Każdy turysta chce sobie zrobić zdjęcie na takim
malowidle. Oko ludzkie odbiera obrazy 3D inaczej niż obiektyw aparatu
fotograficznego. Człowiek pozujący do zdjęcia może stać w dowolnym
miejscu na malowidle i zostaje prawidłowo wkomponowany w obraz pod
warunkiem, że aparat fotograficzny znajduje się dokładnie nad
oznaczonym odpowiednio punkcie - obiektyw aparatu czy kamery nie
rozróżnia w przypadku malowideł trójwymiarowych powierzchni posadzki od
pionowej ściany. Inaczej odbiera to umysł człowieka - widz wie
doskonale, że zniekształcony obraz jest na ziemi i nie da się zmylić.
Widz nie musi stać dokładnie na tym specjalnym punkcie jego mózg
przekształca obraz i odbiera malowidło prawidłowo w sensie
perspektywicznym, ale nie wkomponwuje odpowiednio chodzących po
malowidle postaci. Człowiek wie, że nie jest to obraz namalowany na
pionowej ścianie tylko na płaskiej posadzce i że pozujący stąpają po
malowidle a nie są "wmalowani" w pejzaż. Aparat fotograficzny lub
kamera filmowa zmylić się za to daje całkowicie. Po zrobieniu
fotografii ludzie zawsze są zaskoczeni i zdziwieni, wydaje się to
niemożliwe, sprzeczne z ich oczekiwaniami. Widzą w tym magię.
Obraz "Solny świat" w
Wieliczce jest malarską wizją podziemi kopalni soli. Kompozycja zawiera
charakterystyczne fragmenty prawdziwych wnętrz wielickich żup solnych
(np. Kaplica Świętej Kingi) odpowiednio skomponowanych i widzianych w
ogromnej rozpadlinie skalnej. Do kompozycji tego obrazu autor
odpowiednio dopasował istniejące, brązowe rzeźby czterech górników,
którzy teraz wychodzą z podziemi na drewniane pomosty nad rozpadliną.
"Solny świat" jest ciekawym polem do różnych działań i eksperymentów
fotograficznych, istnieje niezliczona ilość ustawienia pozujących -
nawet dużych grup - na tle malowidła i dowlnego aranżowania sytuacji.
Jest jednym z bardziej "mobilnych" malowideł tego typu na świecie w
sensie fotograficznej zabawy; to jak zostanie wykorzystane zależy od
wyobraźni zwiedzających i fotografujących. Malowidło ze swoją podłużną
osią centralną jest umieszczone na rynku w sposób zdeterminowany przez
wiele uwarunkowań fonkcjonalnych i fizycznych. Słońce przesuwając się w
ciągu dnia zmienia za każdym razem warunki ekspozycyjne dla wykonywania
fotografii. Najlepsze zdecydowanie walory wizualne istnieją w godzinach
przedpołudniowych i wczesnopopołudniowych. W lecie, w dni słoneczne
najtrudniej będzie zrobić dobre fotografie w godzinach 17 do 19. Wtedy
będzie widoczny na zdjęciach rażący poblask. Należy więc poczekać w
kawiarni do godziny 19, kiedy słońce schowa się za kamienicami. W dni
pochmurne i porach roku poza latem tego problemu "godziny 17" już nie
będzie. Najpiękniejsze zdjęcia wykonywane będą zapewne o świcie -
specjalny bonus dla wcześnie wstających!
|
DAMA NARESZCIE W DOMU!
|
Jak pożyczać dzieło sztuki?
"Dama z gronostajem" Leonarda lada moment na dziesięć lat wróci do Krakowa
W glorii obrazu światowej sławy dzięki pokazom na wystawach w Berlinie i Londynie
Wystawa w londyńskiej National Gallery "Leonardo - malarz dworu
mediolańskiego" kończy się 5 lutego, ale już okrzyknięto ją wystawą
roku. Bilety sprzedawane online dawno wykupione, ustawienie się w
kolejce przed siódmą rano nie gwarantuje wejścia, u koników cena biletu
sięga ponoć kilkuset funtów. Magnesem dla przepłacających i marznących
w dżdżyste poranki na Trafalgar Square jest oczywiście wszechobecna na
billboardach i gadżetach "Dama z gronostajem", obraz z kolekcji
Czartoryskich w Krakowie.
Przed przyjazdem do Londynu obraz został pokazany na wystawie portretu
renesansowego w berlińskim Bode Museum. Na obu wystawach krakowskie
dzieło Leonarda uczczono szczególnie efektowną ekspozycją. W Berlinie
"Dama" jako "gość specjalny" w niemal ołtarzowej aranżacji w osobnej
sali zamykała pokaz niczym ukoronowanie całego procesu rozwoju
renesansowego portretu. W Londynie odwrotnie - Cecylia Gallerani wystawę otwiera, królując w sali "Piękno i miłość" poświęconej kobiecym wizerunkom Leonarda.
Czy "Dama" zaćmi "Monę Lizę"?
Po zakończeniu wystawy w Londynie "Dama z
gronostajem" wraca do Krakowa. Nie ma powodu, by przywoływać głośny
spór, który poprzedzał wypożyczenie obrazu. Bezprecedensowy sukces
krakowskiego Leonarda dobitnie dowodzi, kto w nim miał rację
(przypomnijmy tylko, że ze strony konserwatorów padła wówczas sugestia,
aby obrazu nie tylko nie wypożyczać, ale w ogóle nie eksponować,
trzymać w sejfie, a publiczności pokazywać kopię). Nie chodzi tylko o
sukces wśród publiczności, gdzie trwa podsycana przez media dyskusja:
czy "Dama" zaćmi "Monę Lizę"? Nie życzmy obrazowi losu "Giocondy",
gwałconej, sponiewieranej i nadużywanej na wszystkie sposoby
popkulturowej ikony. Obie wystawy, przygotowywane latami przez
najpoważniejsze europejskie instytucje muzealne, nareszcie zapewniły
"Damie z gronostajem" należne miejsce w historii sztuki, w obiegu
muzealnym i naukowym. Wystawa berlińska - jako najwybitniejszego dzieła
portretowego malarstwa renesansowego, londyńska - jako najpiękniejszego
obrazu Leonarda. "Dama" wraca do Krakowa jako obraz prawdziwie
światowej sławy.
Portret Cecylii Gallerani kończy swoją triumfalną podróż i przez
dziesięć lat ma pozostawać w Krakowie. Nie kończy się jednak bardzo
trudny dla polskich muzeów problem wypożyczeń dzieł sztuki. Wystawa w
National Gallery była pod tym względem niezwykłym osiągnięciem. Prestiż
galerii, paroletnie dyplomatyczne zabiegi dyrekcji, budżet, energia i
entuzjazm kuratora Luke'a Sysona pozwoliły po raz pierwszy zgromadzić w
jednym miejscu ponad połowę z 15 znanych obrazów Leonarda oraz 50
rysunków, szkiców i studiów. Takie wystawy się nie zdarzają. Spotkały
się na niej m.in. dwa obrazy z Luwru: portret zwany "La Belle
Ferronniere" i "Madonna wśród skał"; wizerunek muzyka z Ambrosiany w
Mediolanie; "Madonna Litta" z petersburskiego Ermitażu; "Święty
Hieronim" z muzeów watykańskich, rysunki z Windsoru... W sumie
wypożyczone obrazy pochodziły z 23 muzeów i kolekcji prywatnych. Poza
"Damą z gronostajem" szczególną atrakcją było zestawienie dwóch wersji
ołtarzowego przedstawienia "Madonny wśród skał" - zatopionego w starych
werniksach obrazu z Luwru i świeżo oczyszczonego z National Gallery
(ukończenie jego konserwacji było formalną okazją do organizacji
wystawy).
Królowa Elżbieta pomaga, Luwr robi wyjątek
Jak - znając obostrzenia konserwatorskie,
wyśrubowane wymogi bezpieczeństwa, ryzyko transportu, niebotyczne
koszty ubezpieczeń - udaje się skompletować podobny zespół słynnych
arcydzieł? Decydują naukowa ranga wystawy, wsparcie rządowe, budżet,
zaufanie do instytucji, a także siatka wzajemnych znajomości i
zobowiązań. "Dama z gronostajem" była jedynym dziełem, za którego
wypożyczenie zapłacono (z donacji sponsora, nie z budżetu). Pieniądze -
jak wiadomo - mają wspomóc fundusz będącej w toku niezbędnej
modernizacji budynku krakowskiego Muzeum Czartoryskich. Ale to tylko
jeden aspekt sprawy.
Pierwszą osobą, którą poproszono o zgodę na wypożyczenie, była
oczywiście królowa Elżbieta II - właścicielka największej kolekcji
Leonardowskich rysunków. Dopiero jej akceptacja uruchomiła dalsze
zabiegi. Po długich i skomplikowanych negocjacjach wszystkie dzieła
pozyskano w drodze międzymuzealnej wymiany. Największą sensacją jest
ugoda z Luwrem. Paryskie muzeum za wypożyczenie będącej w nie
najlepszym stanie "Madonny wśród skał" otrzyma z National Gallery tzw.
"Karton z Burlington House" - duży, wykonany węglem szkic do "Świętej
Anny Samotrzeć". Podobnie delikatnych obiektów w zasadzie się nie
wypożycza nigdy i nigdzie. Tu zrobiono wyjątek - Luwr właśnie zakończył
konserwację olejnego obrazu "Święta Anna Samotrzeć" (nie bez
kontrowersji, o czym niedawno donosiły także nasze media). Liczy się na
to, że planowana na wiosnę przez Luwr ekspozycja oczyszczonego obrazu
wraz z przygotowawczym londyńskim kartonem będzie największą muzealną
sensacją tego roku. Oba muzea łączy zresztą długa lista wzajemnych
wymian, bez których organizacja poważnych wystaw nie jest możliwa.
Podobnie rzecz się ma z Ermitażem i innymi wielkimi muzeami.
I w tym kontekście trzeba także widzieć problem „Damy z gronostajem”. W
polskich zbiorach nie ma obrazu o porównywalnej randze. Inne, nie tak
liczne skarby polskich muzeów - jak tryptyk „Sądu Ostatecznego”
Memlinga z Gdańska, dwa Rembrandty z Zamku Królewskiego w Warszawie,
portret Stanisława Kostki Potockiego z Wilanowa - to doskonałe dzieła,
ale o nieporównywalnej z Leonardem „wartości wymiennej”. Znaleźć się w
sieci wzajemnych zobowiązań i wymian polskim muzeom jest bardzo trudno.
Stąd zbyt liczne podróże „Damy”, z tym że właśnie jej obecność na
wystawach w Berlinie i Londynie była w pełni uzasadniona, czego nie
można powiedzieć o innych, prestiżowo-kurtuazyjnych występach, jak
chociażby niedawny pokaz w Madrycie.
"Dama" bez czarnego tła?
Na ubóstwo polskich zbiorów nic się nie poradzi.
Lecz jest jeszcze jedna poważna przeszkoda uniemożliwiająca nasze
uczestnictwo w szerokiej wymianie muzealnej. Ta jest natury prawnej, a
więc możliwa do zmiany. Polskie prawo nie zabezpiecza wypożyczonych
Polsce dzieł sztuki przed konfiskatą sądową, jaka może pojawić się np.
z racji jakiś roszczeń własnościowych. Nawet zaawansowane przygotowania
do wystaw opartych o wypożyczone obiekty załamują się właśnie z tego
powodu. Bez zmiany prawa projektowana duża wspólna wystawa polskiego i
rosyjskiego klasycyzmu odbędzie się tylko w Petersburgu, bo rosyjskie
obiekty do Polski wjechać nie mogą, itd. Projekt nowelizacji ustawy o
muzeach, który by zmieniał ten stan rzeczy, jest gotowy, ale oczywiście
nie jest parlamentarnym priorytetem.
"Dama z gronostajem" będzie przez dziesięć lat odpoczywać w Krakowie.
Można wykorzystać ten czas, aby - jak niedawno w rozmowie z Dorotą
Jarecką sugerował profesor Antoni Ziemba, kurator z warszawskiego
Muzeum Narodowego - wrócić do sprawy oczyszczenia obrazu z czarnego,
położonego w XIX wieku tła. Może "Dama" - teraz znana i sławna
konkurentka "Giocondy" - objawi nowe uroki oblana jasnym,
szaro-błękitnym światłem. A jakim międzynarodowym wydarzeniem byłoby
pokazanie jej w nowym blasku!
*Prof. Maria Poprzęcka
- historyczka sztuki. Laureatka Nagrody "Gdynia" 2009 za książkę "Inne
obrazy. Oko, widzenie, sztuka. Od Albertiego do Duchampa".
Źródło: Gazeta Wyborcza 18 stycznia 2012
|
|
VINCENT "ZROBIONY W BALONA"
Co roku na świecie odbywają się dziesiątki zawodów, festiwali
i pokazów balonów wypełnionych rozgrzanym powietrzem.
Dzięki
postępowi w technologii inwencja konstruktorów jest niemal
nieograniczona. Na jednym z takich festiwali w niebo wzniósł się sam
Vincent van Gogh!
Inne projekty można obejrzeć między innymi na stronie:
http://tobkes.othellomaster.com/archives/2011/10/06/balloon-show i oczywiście na "You Tube"
|
|
|
|
|
|
|
|
Narodowe
Muzeum Pałacowe w stolicy Tajwanu Taipei posiada największy i
najsłynniejszy zbiór sztuki chińskiej składający się z 650 tysięcy
unikatowych eksponatów pochodzących z kolekcji cesarza Qianlonga.Wśród
nich znajduje się niezwykły obraz traktowany tam jak skarb narodowy.
Przed muzeum tworzą się wielogodzinne kolejki.
Obraz został namalowany w
latach 1085-1145, w okresie panowania północnej dynastii Song, później
przemalowany w czasie dynastii Qing. Obraz ma niezwykłe dla
Europejczyków wymiary: długość 5 m 28 cm przy wysokości zaledwie 24,8 cm!
By go dokładnie obejrzeć nie trzeba obecnie zjechać pół świata. Wystarczy kliknąć:
Obraz, zgodnie z chińskim
zwyczajem, ogląda się od prawej do lewej. Jeśli kursor myszy
umieszczony jest w środku obrazu, obraz nie przesuwa się.
Przemieszczenie kursora ku krawędziom bocznym powoduje, że obraz
zaczyna przesuwać się, tym szybciej, im dalej od środka znajduje się
kursor.
W trakcie wędrówki w górę rzeki napotkasz ramki. Kliknięcie wewnątrz nich spowoduje wyświetlenie krótkiej animacji.
Gdy filmik skończy się,
zamknij okno krzyżykiem w prawym, górnym rogu i dalej wędruj od morza w
górę rzeki, nad brzegami której rozłożyło się ludne portowe miasto
sprzed tysiąca lat. Trochę cierpliwości aż załaduje się, a obejrzysz coś bajecznego!
Nie zapominaj o tym, że i nasze muzea prezentują świetnie przygotowane wirtualne trasy dla miłośników sztuki.
Dziś zapraszamy do Muzeum Narodowego w Krakowie. Naprawdę warto, wystarczy kliknąć!:
|
Tak twierdzi przewodniczący włoskiej rządowej komisji ds. dziedzictwa
narodowego. Specjaliści z paryskiego Luwru są oburzeni, Włoch zarzuca
im "ślepotę". O tym, że Leonardo da Vinci użył do namalowania
najsłynniejszego obrazu świata modela, nie modelki, mówiło się już od
pewnego czasu. W środę wieczorem Silvano Vincetti, przewodniczący
włoskiej komisji, oświadczył jednak zdecydowanie: - Nie ma wątpliwości,
Mona Lisa to mężczyzna.
Zdaniem Vincettiego i jego
ekspertów da Vinci użył jako modela swego życiowego partnera Giana
Giacomo Caprottiego, przez znajomych znanego jako Salai.
Salai i da Vinci mieszkali i
pracowali razem przez 25 lat. Według Vincettiego Salai był inspiracją
wielu innych dzieł mistrza. To Salai był - zdaniem Włochów - modelem
użytym do namalowania portretu m.in. Jana Chrzciciela.
Do tej pory historycy sztuki
uważali, że "Mona Lisa" przedstawia Lisę Gheradini, żonę handlarza
jedwabiem, którego znał da Vinci.
Problem w tym, że Vincetti
nie mógł osobiście zbadać obrazu, bo nie zgodziło się na to
kierownictwo Luwru, gdzie wisi obraz. Zespół Vincettiego studiował więc
olbrzymie zdjęcie obrazu w wysokiej rozdzielczości. Włosi twierdzą, że
w oczach Mony Lisy znaleźli literki "L" i "S" od imion kochanków.
Luwr wydał oświadczenie, w którym odrzucił ustalenia włoskiej komisji. Eksperci
Luwru twierdzą, że zbadali obraz i żadnych literek nie znaleźli.
Vincetti odpowiada na to, że Francuzi są "ślepi" i zgłasza gotowość
wyjazdu do Paryża i zbadania obrazu na miejscu.
Ciąg dalszy zapewne nastąpi, a tłumy w Luwrze jeszcze się zwiększą.
|