dzisiaj jest: niedziela, 10.07.2011 | Imieniny:

Przewodnik Katolicki 21/2007 » Gniezno »

Kiedy byłem dzieckiem...

autor: oprac. M. Makohoński
Za kilka dni obchodzić będziemy Dzień Dziecka. Zapytaliśmy więc trzech księży z naszej archidiecezji o ich wspomnienia z czasów dzieciństwa.

Ks. kan. Zenon Rubach – proboszcz parafii farnej w Gnieźnie. Na fotografii pierwszy z lewej. Zdjęcie wykonano podczas obozu harcerskiego w Suszewie w 1958 roku.
Dzieciństwo to rodzinny dom w Mogilnie. Tata ciągle był w pracy: w biurze, wokół domu, Mama zajmowała się domem, najczęściej widziałem ją w kuchni lub przy maszynie do szycia. Rodzice i nasza czwórka: dwie siostry, brat i ja mieszkaliśmy w jednym pokoju z kuchnią – ale to w niczym nie przeszkadzało, skromne warunki materialne nie były tragedią. Marzeniem, które nie dawało mi spokoju, i które zrealizowałem dopiero w kapłaństwie, był wtedy własny rower.

Pierwszy telewizor w mieście pojawił się, gdy byłem w V klasie – wówczas biegaliśmy prawie kilometr, by w Domu Kultury na maleńkim ekranie „Wawela” zobaczyć film „Zorro”. Telewizor nie kradł czasu, radia nie dało się słuchać, bo było zagłuszane – dlatego byliśmy razem. Najpiękniejsze były niedziele, wspólne spacery, gry, rozmowy, rodzinne śpiewanie. Czasem organizowaliśmy domowy teatr, w którym my, dzieci, byliśmy aktorami dla zachwyconych widzów – naszych rodziców… Wspaniałą szkołą samodzielnego życia były dla mnie trzy lata „nieczerwonego” harcerstwa (po dojściu do władzy Gomułki): bardzo ciekawe zbiórki, obozy blisko Mogilna albo nad morzem, w Łebie. Interesująca była nawet praca z rodzicami na działce – każdy z nas miał swój własny zagonek, na którym rosło wszystko, niestety nie zawsze lepiej niż u brata czy siostry.

Niemniej ważna dla mnie była posługa przy ołtarzu w mogileńskiej farze! Wikariuszem był wtedy młody i bardzo zaangażowany w swoją posługę ks. Stanisław Grzechowiak, który bardzo imponował nam pierwszą w mieście MZ-ką. To on zapalił wielu młodych do służby ministranckiej, i dzięki niemu udawało nam się pojąć kompletnie wcześniej niezrozumiałą łacinę!


Ks. kan. Ryszard Figiel, dyrektor Studium dla Organistów Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Zdjęcie wykonane w domu rodzinnym we Wrześni

Urodziłem się 15 stycznia 1940 roku, więc pierwsze lata życia upłynęły w czasie okupacji. Pamiętam tylko wielkie podwórze za kiemienicą pełne dzieci – mały świat zabaw i przyjaźni. Pamiętam wspólne śpiewanie pieśni religijnych w domu przez mamę i ojczyma, a także lampy gazowe (karbidowe) zapalane wieczorem, zaciemnianie okien, huczące niebo, gdy samoloty rosyjskie przelatywały nad miastem w kierunku Berlina. Trudne zakończenie wojny z ostrzałem Wrześni, ucieczkę do schronu, wejście wojska polskiego i tłumy ludzi witających żołnierzy – co zdarzyło się około tygodnia po przejściu frontu.

A po wojnie wśród dziecięcych zabaw – budowanie ołtarzyka i przebieranie się za księdza, aby naśladować nabożeństwa, które zaczęły się wkrótce po odzyskaniu fary wrzesińskiej, będącej w czasie wojny magazynem żywności.

Ks. Radosław Orchowicz, diecezjalny duszpasterz młodzieży. Zdjęcie wykonano w I klasie szkoły podstawowej.
Swoje dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Rodzice, choć badzo troskliwi, byli względem mnie bardzo wymagający. Pamiętam, że dużo wcześniej niż inni koledzy musiałem wracać do domu... Ale byłem grzecznym dzieckiem i nie sprawiałem chyba większych kłopotów. Bardzo lubiłem bawić się małymi żołnierzykami i urządzać minibitwy.

Już od najmłodszch lat chciałem zostać księdzem. Pamiętam, że zakładałem na siebie czarną suknię mamy i, używając zastawy stołowej, próbowałem odprawiać swoje pierwsze małe msze święte!
wróć
right
left
Boże Ciało 2011