Mój pierwszy pobyt w Paryżu.
Krótki wstęp
Postanowiłam napisać parę słów o moim pierwszym, niezapomnianym pobycie w Paryżu. Było to dwadzieścia pięć lat temu (od tego czasu byłam w Paryżu jeszcze wiele razy, ogółem mieszkałam w Paryżu co najmniej rok, we Francji dwa lata).
Zaczęłam właśnie swoją pierwszą pracę w Polsce, w Polskiej Akademii Nauk. Byłam właśnie po kolejnym powrocie z Anglii, mówienie po angielsku nie sprawiało mi żadnych kłopotów. Znałam jeszcze dosyć dobrze francuski, ale nigdy nie byłam we Francji i wydawało mi się, że mogę o tym tylko pomarzyć. Zbyszek, mój pierwszy polski szef jak usłyszał, że znam francuski powiedział tylko: Zobaczymy.
No i za cztery, czy pięć miesięcy spytał mnie czy jestem pewna, że porozumiem się po francusku. Powiedziałam, że tak. I usłyszałam: Przygotuj się, wypisz wszystkie papiery. Jedziesz do Francji do naszego zaprzyjaźnionego laboratorium za dwa, trzy miesiące. Nie wierzyłam mu, że to jest możliwe, ale wypełniłam papiery o paszport, wizę, napisałam program pobytu i pełna niewiary złożyłam to wszystko w Biurze Współpracy z Zagranicą.
Wyjazd.
Co za zdziwienie, bo po dwóch miesiącach dostałam wiadomość, żebym, się szybciutko przygotowała i odebrała paszport, bo wszystko już jest załatwione. Dostałam nawet bilet na wyznaczoną przeze mnie datę. Wysłałam telegram do Paryża do tego instytutu, gdzie jechałam, że przyjeżdżam, żeby czekali na mnie na lotnisku i żeby załatwili jakieś spanie. Zbyszek na pożegnanie powiedział mi tylko: Do zobaczenia w Paryżu. Ja jadę tam z Moniką (jego francuska żona) pojutrze.. Pojechałam. Na lotnisku czekali na mnie prof. Renard (już jest na emeryturze) i moja późniejsza przyjaciółka Francoise. Przyleciałam jeszcze na Le Bourget (teraz tam jest salon wystawienniczy), które było na północ o 35 km lub więcej od miejsca mojego zamieszkania i mojej pracy. W momencie przylotu to nie było ważne, ważne było jak wyjeżdżałam, ale nie myślałam o tym. Zostałam zawieziona do Biura CNRS odpowiednik naszego PAN-u (Paryż oglądałam przez okno samochodu i się zachwycałam tym co widziałam). Na początku było tego niewiele, ale mnie wystarczało. W biurze CNRS-u, gdzie miałam dostać pieniądze usłyszałam tylko: Przecież wy Polacy zawsze się spóźniacie. Musi Pani poczekać na pieniądze, teraz nawet papiery nie są przygotowane.
Nie miałam ani jednego franka, trochę funtów, ale je trzeba było wymienić w banku.
Renard powiedział: Pożyczę ci parę franków. Jak dostaniesz to mi oddasz. O opłatę mieszkania się nie martw. Wyjaśnimy i zapłacisz później. Jedziemy do akademika.
Miałam mieszkać w akademiku, w pokoju jednoosobowym (innych nie ma). Było to właściwie na przedmieściach Paryża, bardzo daleko od centrum. Ale przecież chodziłam, Renard pożyczył mi pieniądze, język jako tako znałam. Nie było się czego bać. Na pierwszy obiad, tego pierwszego dnia Renard zabrał mnie do siebie do domu. Poznałam jego żonę, która wyglądała jak nastolatka, jego obie córki. Synów poznałam później. Po raz pierwszy zobaczyłam co tak naprawdę jest najważniejsze dla Francuza. Jedzenie. Zobaczyłam jak matka z córką walczą o kawałek czosnku, jak się zajadają, ile czasu trwa ta kolacja (oczywiście gotowana) i co się pije przy okazji. Skończyliśmy około północy. Renard zaproponował mi, żebym umówiła się z jego córką na zwiedzanie Paryża. Zawiózł mnie do mojego akademika, powiedział jak mam jechać do pracy, o której i zniknął. Zmordowana poszłam spać.
Praca.
Poszłam do pracy na drugi dzień, poznałam wszystkich, którzy tam pracowali. Wiedziałam, że spędzę z nimi jeszcze dużo czasu, więc nawet sobie nie zadawałam trudu, aby zapamiętać ich imiona. Moje było dla nich bardzo trudne, nie chcieli go tłumaczyć na francuski. Napisali je tak, aby wyszła im Małgorzata. Po francusku zapisane to było Maogojata. Ale to też było dla nich za trudne i po dwóch tygodniach skrócili do Mao i zostałam dla nich Mao.
Praca, którą wykonywałam to było prawie to samo co w Polsce, tylko na dużo lepszym sprzęcie. W Polsce ODRA 1305 tam IBM 370. Rozmawiałam wyłącznie po francusku. W zasadzie byłam zadowolona, bo wprawiałam się we francuskim. Ale czekałam na sobotę i prawdziwe zwiedzanie Paryża.
|