MISS DAGMARA GORCZYNSKI DEMASKUJE MR JONESA ;-)

(pisane na gorąco po pierwszej emisji w TV - i w takiej formie trafia na stroniczkę)
 
Spojrzenie Dagi-psycholożki ;-)

Dla tych, którzy nie oglądali filmu pt. Mr Jones, a także dla tych wszystkich, którzy obejrzeli, ale mają okazję obejrzeć jeszcze raz. Zawsze coś umyka, zawsze można zobaczyć coś więcej, lub na nowo coś odkryć albo przekonać się, że coś zostało przegapione ;-) W każdym razie polecam serdecznie! I uwaga, bo są spoilery! ;-)

 

Obejrzałam Mr Jonesa! Ojej, ojej, ojej, tyle scen mi się podobało! Napiszę Ci o nich. ;-)

1. Do Libby (to od Elisabeth) przychodzi (chyba) jej ex, zabrać resztę swoich rzeczy. Subtelna gra słów, psychozabawa. Zauważ, że Libby w pewnym momencie krzyczy: "Zabierz swoje prochy z apteczki!", na co on jej odpowiada: "Mówisz sama do siebie?" Jakież to wyrachowane, ciekawe, kto układał dialogi. Kwestia Libby o prochach sugeruje, że on, jej ex, ma jakieś zaburzenia psychiczne. Ona chciała mu dogryźć. On jej też, pytając, czy mówi sama do siebie. Mówienie do siebie jest jednym z pierwszych objawów schizofrenii. ;-) Majstersztyk!

2. Scena z fortepianami. Przepiękna! Jones mówi "Słyszę Bacha", bo rzeczywiście ma omamy słuchowe, a sprzedawca natychmiast siada i zaczyna Bacha grać. Poza tym zadziwiające jest to, że muzyk sprzedaje fortepiany, zamiast muzykować. ;-) Uwielbiam, kiedy Jones mówi "More, more!" i siada do kolejnego fortepianu. Cała ta scena jest piękna. Żal mi tej dziewczyny, która z nim jest, stoi z boku, kiedy Jones zaczyna grać tę smutną melodię pod koniec sceny. To jest takie wymowne - w muzyce Jones jest sam i Susan nie ma wstępu do jego świata (fizycznie stoi z boku!), tak samo, jak nie ma wstępu do świata jego psychozy. On o tym wie, wie - w kolejnej mojej ulubionej scenie.

3. Libby przytula płaczącego Jonesa. Co on powtarza? "Już nie mogę, już nie mogę". To jakby kontynuacja sceny z fortepianami. Wstrząsające, piękne. Jones sobie zdaje sprawę, że jest w tym wszystkim sam, chce wyjść, albo wpuścić kogoś do środka, a to przecież niemożliwe. Z chorobą psychiczną każdy jest sam. Wiesz, że choroby psychiczne powinno się leczyć z dala od rodziny? Bo zwykle rodziny dążą do homeostazy, do zachowania bieżącego stanu - uniemożliwiają tym chorym wyzdrowienie. Tak więc dobrze się dzieje, że Jones nie ma rodziny.

4. Moja kolejna ulubiona scena muzyczna. ;-) Filharmonia - Jones słyszy Odę do radości Beethovena i wchodzi na scenę dyrygować. Pamiętasz minę dyrygenta? Piękna jest! Po prostu cudna! ;-))) Najpierw płaska, bez wyrazu, a w chwili, kiedy widzi Jonesa, na jego twarzy maluje się bezgraniczne zdziwienie, szok, osłupienie. ;-) A twarz Jonesa? Paradoks. Jones dyryguje bardziej zapamiętale niż dyrygent, muzyk. Jones jest bardziej przejęty, wchłonięty przez dźwięki, głębiej je przeżywa. Jak Mozart z Amadeusza, pamiętasz? Szalony geniusz.

5. Cudna jest scena, kiedy Libby przyjmuje pacjentów. Przekrój. ;-) Najpierw maniakalna Chinka, potem depresyjna dziewczyna, której nikt nie rozumie, a na koniec paranoik myślący, że ktoś chce go otruć (wszystkie objawy przedstawione klasycznie, książkowo). ;-))) A psychiatra musi pracować z nimi wszystkimi, przechodzić od jednego stanu do drugiego i sobie z tym radzić. Ta scena obrazuje jeszcze coś. Tu są pokazani pacjenci cierpiący na jedno zaburzenie only. Tylko mania, tylko depresja, tylko paranoja. Uświadamia widzowi, z czym musi się zmagać Jones, który ma 3in1 - psychozę maniakalno-depresyjną i wszystkie te objawy na zmianę. BTW, motyw latania jest w schizofrenii dość częsty. Ptasiek Whartona przejawiał podobne pragnienia jak Jones. Tylko Ptasiek miał schizofrenię katatoniczną.

6. Scenka, w której Jones tańczy do "I feel good" po wyjściu ze szpitala (po zmianie diagnozy). Cudnie się rusza! ;-) Uwielbiam go w tej scenia, tańczy jak kaczuszka. ;-)) A zaraz potem scena w banku z kasjerką (Susan). Jones w pamięci policzył pieniądze - charakterystyczne dla genialnych idiotów. Już lekka przesada - Jones nim nie jest, a to się raczej w takich psychozach nie zdarza. Chyba za dużo grzybków w barszcz chciali wsadzić, za dużo objawów klinicznych, nia pasujących do siebie.
(W scenie "I feel good" Jones parodiuje ruchy sceniczne Jamesa Browna, który śpiewa tę piosenkę, a w życiu sam jest zdrowo szurnięty, że tak to mało klinicznie określę ;-) - przyp. się LZ ;-))

7. Scena w sądzie. Jones doskonale zdaje sobie sprawę, dlaczego tam się znalazł i co mu grozi. Doskonałe - psychotycy mają okresy, w których doskonale wiedzą, co się z nimi dzieje. Kontrast tej sceny z poprzednią, w której Jones twierdzi, że nie jest chory ("Nie jestem chory, ja taki po prostu jestem i lubię siebie takiego"). BTW, tłumaczenie nierzetelne. Manic-depression disorder tłumaczy się jako psychozę maniaklano-depresyjną, a nie jako zaburzenia maniakalno-depresyjne. Disorder to rzeczywiście zaburzenia, ale cała nazwa jest nazwą własną i nie można jej tłumaczyć w oderwaniu! To jak moment obrotowy nazwać wirującą chwileczką! ;-)) Nie mieli konsultanta w tym filmie?! W sądzie Jones mówi, że nie ma okresów depresyjnych, a zaraz potem scena, w której płacze i tuli się do Libby ("Już nie mogę"). Ten film składa się z kontrastów, czasem jest to zbyt ewidentne - przesadzone. To film dla publiczności amerykańskiej, której trzeba wszystko na tacy podać i przerysować, żeby pojęli, tak? ;-) I jeszcze w sądzie - Jones przysięga na swoje życie; a jaką ma wartość własne życie dla psychotyka? ;-)) Doskonałe!

8. Kolejna scena. Jones mówi Libby, że bierze lit, więc niemożliwością jest, żeby chciał się zabić. Wypytuje ją o jej życie, a ona na niego wrzeszczy: SHUT UP! Zaraz potem odwraca się do niego i przeprasza. Za pierwszym razem zareagowała jak człowiek - wkurzyła się. Zaraz potem włączył się trybik psychologa i przeprasza. Ona krzyczy na człowieka, ale przeprasza pacjenta.

9. Scena w samochodzie - Jones pięknie mówi i wzbudza w Libby maleńkie poczucie winy. Ona go przeprasza, więc on ją prosi o przysługę, żeby coś mu kupiła do jedzenia. Jeszcze ją podpuszcza mówiąc, że jej o sobie opowie. ;-) I w ostatniej chwili Libby mu ulega i skręca w boczną ulicę - widziałeś? Przecież to tak, jakby nagle uległa jego szaleństwu! W tym samym momencie doświadcza z nim namiastki stanu maniakalnego - adrenalina na pewno jej podskoczyła, kiedy tak skręciła. ;-) A on za to poczuł, że oto Libby wdarła się do jego świata, przekroczyła granicę manii. W sądzie to mógłby być dobry argument - ale na rzecz rzeczywistej manii Libby. ;-) W tle Oda do radości!!! I Jones tłumaczy Libby, dlaczego w filharmonii przyśpieszał orkiestrę - Oda ma być grana allegro vivace, szybko, z życiem! A tak naprawdę orkiestra grała ją w odpowiedni sposób, ale "przyśpieszenie" jest charakterystyką manii, zupełnie jak u postencefalitycznych pacjentów Sacksa. Przyśpieszali w nieskończoność. Aż do znieruchomienia. Dalej ta sama scena - na molo. Jones wskakuje na barierkę - "Chcesz wiedzieć, kim jestem, przyjdź tam, gdzie jestem". Cudowny. Aż tak wprost trzeba było powiedzieć widzowi, czego chce Jones? ;-) Libby bardzo chce być człowiekiem, nie psychiatrą, w tej scenie.

10. Znowu scena w samochodzie. Jones dotyka Libby i wypuszcza jej napięcie. ;-) A ona mu rzuca chemię, którą on wywala do kosza. ;-))) Czy słyszy wtedy I feel good? Jones nie wziął chemii. U czarnego robotnika (do którego poszedł po narzędzia) zaczyna wchodzić w stadium depresyjne. Robotnik to widzi. A potem Twoja scena - Jones pomaga chłopcu w matematyce. ;-) Co robotnik (Howard?) myśli i czuje, kiedy patrzy na tych dwoje? Dzwoni potem do Libby zmartwiony, że "jemu [Jonesowi] chyba coś jest". I scena, piękna, dramatyczna scena pt. "Już nie mogę"... ;-)

11. Scena złamania etyki zawodowej. ;-) Sesja Libby z Jonesem. Najpierw najazd na rząd książek (Psychiatria w 20 tomach? ;-))), następnie na kasety video z nagranymi sesjami z innymi pacjentami (w tym z maniakalną Chinką, Amandą). Jones pyta, czy sesja jest nagrywana i DOPIERO TERAZ Libby pyta go, czy ma coś przeciwko. Tak nie wolno. O to się pyta pacjenta przed sesją. Kodeks Etyki Zawodowej!!!

12. Ćwiczenia oddechowe przed szpitalem. Lekarka podchodzi do Jonesa, który mówi: "Mam erekcję". ;-))) Cudne to jest, śliczne jak cukiereczek! ;-)

13. Kolejna sesja. Jones mówi, że był King Kongiem w Houston. Libby mówi Uoston i Jones ją poprawia. Tak hiperpoprawnie Libby wymawia wtedy Hhhhouston! ;-) A potem: " OK, proszę przyjść jutro". Kolejna zasada etyki zawodowej pogwałcona. ;-) Nie mówi się pacjentowi w stanie depresyjnym, że ma przyjść jutro, bo do jutra pacjent może nie dożyć. ;-) To jak u nas na warsztatch. Kaśka gra samobójczą 16-latkę, a terapeutka jej mówi "Przyjdź za tydzień". ;-))) Na usprawiedliwienie Libby ma to, że Jones jest rezydentem w zakładzie zamkniętym, nie jest pacjentem dochodzącym. I Jones wyraźnie myśli od Libby logiczniej - nie wstaje i nie wychodzi, kontynuuje. ;-) Howard bierze Libby za pacjenta, a pana Wilsona za lekarza.

14. Altman, którego żona nie przyszła. Libby nie powinna go dotykać - to paranoik! Jones też ma paranoję - świetnie się dogaduje z Altmanem. Ale nie jest zdolny do przemocy. Nie w stadium depresyjnym.

15. Chyba najpiękniejsza scena w filmie - Jones zwierza się Libby, że nie może znieść samotności. Mówi, że nie jest normalny. Kuli się w sobie, oboje płaczą. Ona wyciąga rękę i gładzi go po głowie. Patrzą na siebie - zaciemnienie. ;-) Ma wzruszać. ;-) Libby się boi dotknąć Jonesa - po zdarzeniu z Altmanem? Może walczy w niej psychiatra z człowiekiem, z kobietą? Patrzy na pacjenta, czy na mężczyznę, który ją pociąga? On jej pragnie.

16. Rodzice Amandy odbierają ją ze szpitala. Są idealnym przykładem rodziny usiłującej zachować homeostazę. Amanda umrze - tak działa homeostaza w rodzinie. I wie o tym, Libby też o tym wie. "Let's be optimistic", tak? Widziałeś, jak się żegnały?

17. Scena w deszczu. Cholera, ona mówi "rape in my heart", a nie żadna rana! Czemu tak kiczowato to przetłumaczyli?! ;-) Tak w ogóle to... Jones wyparł swój żal, że Ellen go opuściła. Łatwiej myśleć, że umarła, bo wtedy wina jest sytuacyjna, nie osobowa. Jeśli odeszła, to z mojej winy, jeśli umarła - cóż, zdarzyło się. On nie mógł znieść poczucia winy; prawdopodobnie Ellen nie była jedyną osobą, która go w taki sposób opuściła. A co się stało z rodzicami Jonesa? To w tej chwili nieważne, czemu ich nie było, ważne jest, że ich NIE BYŁO. A dzieci nie są w stanie przyjąć, że ich rodzice nie są idealni i cokolwiek się z nimi dzieje, z rodzicami, czy w rodzinie - dzieci biorą winę na siebie. Takie są, taki jest mechanizm. To się zaczęło wtedy. Poczucie winy u genialnego dziecka - nie mogło się skończyć inaczej, jak tylko chorobą psychiczną. ;-) Stawiam smileya, bo to klasyczna sytuacja. Reżyser pozbierał klasyczne elementy składające się na chorobę psychiczną. Znowu trochę przesadził, bo wystarczyłby jeden tylko element (a tu mamy: genialne, wrażliwe dziecko, poczucie winy, brak rodziców, odejście ukochanej - i znowu złamana etyka zawodowa, bo psychiatrom nie wolno się wiązać z pacjentami przez co najmniej 5 lat od zakończenia terapii ;-)). Libby to wie, więc chce przekazać pacjenta swojemu koledze. ;-)

18. Scena w szpitalu, stereotyp psychologa (błędny oczywiście). Pacjentka: "Jest pani lekarzem, naprawi pani moje życie, prawda?". Nie, Libby może tylko UŚWIADOMIĆ pacjentce jej życie. BTW, pacjentka depresyjna - jak szczęśliwa Libby zdobędzie się na minimum empatii? Przecież Libby wyraźnie tam nie ma!

19. Libby składa rezygnację. Dlaczego przełożona od razu domyśla się, że chodzi o Jonesa? Logika wymagałaby, żeby przyszła jej na myśl śmierć Amandy!!!

20. A w ogóle to pisze się Libbie. ;-)) Zakończenie wydaje mi się najnormalniejsze. Tak się mogło zdarzyć i to nie znaczy, że Jones jest już wyleczony! Z chorobą dwubiegunową można w miarę normalnie żyć, ale nie można się z tego wyleczyć. Trzeba brać leki (lit!!!) po prostu. Bierzesz - żyjesz. Przestajesz brać - choroba wraca ze zdwojoną siłą.

I po filmie. ;-)

Daga