Obejrzałam
Mr Jonesa! Ojej, ojej, ojej, tyle scen mi się podobało! Napiszę Ci o
nich. ;-)
1. Do Libby (to od Elisabeth) przychodzi (chyba) jej ex, zabrać resztę
swoich rzeczy. Subtelna gra słów, psychozabawa. Zauważ, że Libby w pewnym
momencie krzyczy: "Zabierz swoje prochy z apteczki!", na co
on jej odpowiada: "Mówisz sama do siebie?" Jakież to wyrachowane,
ciekawe, kto układał dialogi. Kwestia Libby o prochach sugeruje, że
on, jej ex, ma jakieś zaburzenia psychiczne. Ona chciała mu dogryźć.
On jej też, pytając, czy mówi sama do siebie. Mówienie do siebie jest
jednym z pierwszych objawów schizofrenii. ;-) Majstersztyk!
2. Scena z fortepianami. Przepiękna! Jones mówi "Słyszę Bacha",
bo rzeczywiście ma omamy słuchowe, a sprzedawca natychmiast siada i
zaczyna Bacha grać. Poza tym zadziwiające jest to, że muzyk sprzedaje
fortepiany, zamiast muzykować. ;-) Uwielbiam, kiedy Jones mówi "More,
more!" i siada do kolejnego fortepianu. Cała ta scena jest piękna.
Żal mi tej dziewczyny, która z nim jest, stoi z boku, kiedy Jones zaczyna
grać tę smutną melodię pod koniec sceny. To jest takie wymowne - w muzyce
Jones jest sam i Susan nie ma wstępu do jego świata (fizycznie stoi
z boku!), tak samo, jak nie ma wstępu do świata jego psychozy. On o
tym wie, wie - w kolejnej mojej ulubionej scenie.
3. Libby przytula płaczącego Jonesa. Co on powtarza? "Już nie mogę,
już nie mogę". To jakby kontynuacja sceny z fortepianami. Wstrząsające,
piękne. Jones sobie zdaje sprawę, że jest w tym wszystkim sam, chce
wyjść, albo wpuścić kogoś do środka, a to przecież niemożliwe. Z chorobą
psychiczną każdy jest sam. Wiesz, że choroby psychiczne powinno się
leczyć z dala od rodziny? Bo zwykle rodziny dążą do homeostazy, do zachowania
bieżącego stanu - uniemożliwiają tym chorym wyzdrowienie. Tak więc dobrze
się dzieje, że Jones nie ma rodziny.
4. Moja kolejna ulubiona scena muzyczna. ;-) Filharmonia - Jones słyszy
Odę do radości Beethovena i wchodzi na scenę dyrygować. Pamiętasz minę
dyrygenta? Piękna jest! Po prostu cudna! ;-))) Najpierw płaska, bez
wyrazu, a w chwili, kiedy widzi Jonesa, na jego twarzy maluje się bezgraniczne
zdziwienie, szok, osłupienie. ;-) A twarz Jonesa? Paradoks. Jones dyryguje
bardziej zapamiętale niż dyrygent, muzyk. Jones jest bardziej przejęty,
wchłonięty przez dźwięki, głębiej je przeżywa. Jak Mozart z Amadeusza,
pamiętasz? Szalony geniusz.
5. Cudna jest scena, kiedy Libby przyjmuje pacjentów. Przekrój. ;-)
Najpierw maniakalna Chinka, potem depresyjna dziewczyna, której nikt
nie rozumie, a na koniec paranoik myślący, że ktoś chce go otruć (wszystkie
objawy przedstawione klasycznie, książkowo). ;-))) A psychiatra musi
pracować z nimi wszystkimi, przechodzić od jednego stanu do drugiego
i sobie z tym radzić. Ta scena obrazuje jeszcze coś. Tu są pokazani
pacjenci cierpiący na jedno zaburzenie only. Tylko mania, tylko depresja,
tylko paranoja. Uświadamia widzowi, z czym musi się zmagać Jones, który
ma 3in1 - psychozę maniakalno-depresyjną i wszystkie te objawy na zmianę.
BTW, motyw latania jest w schizofrenii dość częsty. Ptasiek Whartona
przejawiał podobne pragnienia jak Jones. Tylko Ptasiek miał schizofrenię
katatoniczną.
6. Scenka, w której Jones tańczy do "I feel good" po wyjściu
ze szpitala (po zmianie diagnozy). Cudnie się rusza! ;-) Uwielbiam go
w tej scenia, tańczy jak kaczuszka. ;-)) A zaraz potem scena w banku
z kasjerką (Susan). Jones w pamięci policzył pieniądze - charakterystyczne
dla genialnych idiotów. Już lekka przesada - Jones nim nie jest, a to
się raczej w takich psychozach nie zdarza. Chyba za dużo grzybków w
barszcz chciali wsadzić, za dużo objawów klinicznych, nia pasujących
do siebie.
(W scenie "I feel good" Jones parodiuje ruchy sceniczne Jamesa
Browna, który śpiewa tę piosenkę, a w życiu sam jest zdrowo szurnięty,
że tak to mało klinicznie określę ;-) - przyp. się LZ ;-))
7. Scena w sądzie. Jones doskonale zdaje sobie sprawę, dlaczego tam
się znalazł i co mu grozi. Doskonałe - psychotycy mają okresy, w których
doskonale wiedzą, co się z nimi dzieje. Kontrast tej sceny z poprzednią,
w której Jones twierdzi, że nie jest chory ("Nie jestem chory,
ja taki po prostu jestem i lubię siebie takiego"). BTW, tłumaczenie
nierzetelne. Manic-depression disorder tłumaczy się jako psychozę maniaklano-depresyjną,
a nie jako zaburzenia maniakalno-depresyjne. Disorder to rzeczywiście
zaburzenia, ale cała nazwa jest nazwą własną i nie można jej tłumaczyć
w oderwaniu! To jak moment obrotowy nazwać wirującą chwileczką! ;-))
Nie mieli konsultanta w tym filmie?! W sądzie Jones mówi, że nie ma
okresów depresyjnych, a zaraz potem scena, w której płacze i tuli się
do Libby ("Już nie mogę"). Ten film składa się z kontrastów,
czasem jest to zbyt ewidentne - przesadzone. To film dla publiczności
amerykańskiej, której trzeba wszystko na tacy podać i przerysować, żeby
pojęli, tak? ;-) I jeszcze w sądzie - Jones przysięga na swoje życie;
a jaką ma wartość własne życie dla psychotyka? ;-)) Doskonałe!
8. Kolejna scena. Jones mówi Libby, że bierze lit, więc niemożliwością
jest, żeby chciał się zabić. Wypytuje ją o jej życie, a ona na niego
wrzeszczy: SHUT UP! Zaraz potem odwraca się do niego i przeprasza. Za
pierwszym razem zareagowała jak człowiek - wkurzyła się. Zaraz potem
włączył się trybik psychologa i przeprasza. Ona krzyczy na człowieka,
ale przeprasza pacjenta.
9. Scena w samochodzie - Jones pięknie mówi i wzbudza w Libby maleńkie
poczucie winy. Ona go przeprasza, więc on ją prosi o przysługę, żeby
coś mu kupiła do jedzenia. Jeszcze ją podpuszcza mówiąc, że jej o sobie
opowie. ;-) I w ostatniej chwili Libby mu ulega i skręca w boczną ulicę
- widziałeś? Przecież to tak, jakby nagle uległa jego szaleństwu! W
tym samym momencie doświadcza z nim namiastki stanu maniakalnego - adrenalina
na pewno jej podskoczyła, kiedy tak skręciła. ;-) A on za to poczuł,
że oto Libby wdarła się do jego świata, przekroczyła granicę manii.
W sądzie to mógłby być dobry argument - ale na rzecz rzeczywistej manii
Libby. ;-) W tle Oda do radości!!! I Jones tłumaczy Libby, dlaczego
w filharmonii przyśpieszał orkiestrę - Oda ma być grana allegro vivace,
szybko, z życiem! A tak naprawdę orkiestra grała ją w odpowiedni sposób,
ale "przyśpieszenie" jest charakterystyką manii, zupełnie
jak u postencefalitycznych pacjentów Sacksa. Przyśpieszali w nieskończoność.
Aż do znieruchomienia. Dalej ta sama scena - na molo. Jones wskakuje
na barierkę - "Chcesz wiedzieć, kim jestem, przyjdź tam, gdzie
jestem". Cudowny. Aż tak wprost trzeba było powiedzieć widzowi,
czego chce Jones? ;-) Libby bardzo chce być człowiekiem, nie psychiatrą,
w tej scenie.
10. Znowu scena w samochodzie. Jones dotyka Libby i wypuszcza jej napięcie.
;-) A ona mu rzuca chemię, którą on wywala do kosza. ;-))) Czy słyszy
wtedy I feel good? Jones nie wziął chemii. U czarnego robotnika (do
którego poszedł po narzędzia) zaczyna wchodzić w stadium depresyjne.
Robotnik to widzi. A potem Twoja scena - Jones pomaga chłopcu w matematyce.
;-) Co robotnik (Howard?) myśli i czuje, kiedy patrzy na tych dwoje?
Dzwoni potem do Libby zmartwiony, że "jemu [Jonesowi] chyba coś
jest". I scena, piękna, dramatyczna scena pt. "Już nie mogę"...
;-)
11. Scena złamania etyki zawodowej. ;-) Sesja Libby z Jonesem. Najpierw
najazd na rząd książek (Psychiatria w 20 tomach? ;-))), następnie na
kasety video z nagranymi sesjami z innymi pacjentami (w tym z maniakalną
Chinką, Amandą). Jones pyta, czy sesja jest nagrywana i DOPIERO TERAZ
Libby pyta go, czy ma coś przeciwko. Tak nie wolno. O to się pyta pacjenta
przed sesją. Kodeks Etyki Zawodowej!!!
12. Ćwiczenia oddechowe przed szpitalem. Lekarka podchodzi do Jonesa,
który mówi: "Mam erekcję". ;-))) Cudne to jest, śliczne jak
cukiereczek! ;-)
13. Kolejna sesja. Jones mówi, że był King Kongiem w Houston. Libby
mówi Uoston i Jones ją poprawia. Tak hiperpoprawnie Libby wymawia wtedy
Hhhhouston! ;-) A potem: " OK, proszę przyjść jutro". Kolejna
zasada etyki zawodowej pogwałcona. ;-) Nie mówi się pacjentowi w stanie
depresyjnym, że ma przyjść jutro, bo do jutra pacjent może nie dożyć.
;-) To jak u nas na warsztatch. Kaśka gra samobójczą 16-latkę, a terapeutka
jej mówi "Przyjdź za tydzień". ;-))) Na usprawiedliwienie
Libby ma to, że Jones jest rezydentem w zakładzie zamkniętym, nie jest
pacjentem dochodzącym. I Jones wyraźnie myśli od Libby logiczniej -
nie wstaje i nie wychodzi, kontynuuje. ;-) Howard bierze Libby za pacjenta,
a pana Wilsona za lekarza.
14. Altman, którego żona nie przyszła. Libby nie powinna go dotykać
- to paranoik! Jones też ma paranoję - świetnie się dogaduje z Altmanem.
Ale nie jest zdolny do przemocy. Nie w stadium depresyjnym.
15. Chyba najpiękniejsza scena w filmie - Jones zwierza się Libby, że
nie może znieść samotności. Mówi, że nie jest normalny. Kuli się w sobie,
oboje płaczą. Ona wyciąga rękę i gładzi go po głowie. Patrzą na siebie
- zaciemnienie. ;-) Ma wzruszać. ;-) Libby się boi dotknąć Jonesa -
po zdarzeniu z Altmanem? Może walczy w niej psychiatra z człowiekiem,
z kobietą? Patrzy na pacjenta, czy na mężczyznę, który ją pociąga? On
jej pragnie.
16. Rodzice Amandy odbierają ją ze szpitala. Są idealnym przykładem
rodziny usiłującej zachować homeostazę. Amanda umrze - tak działa homeostaza
w rodzinie. I wie o tym, Libby też o tym wie. "Let's be optimistic",
tak? Widziałeś, jak się żegnały?
17. Scena w deszczu. Cholera, ona mówi "rape in my heart",
a nie żadna rana! Czemu tak kiczowato to przetłumaczyli?! ;-) Tak w
ogóle to... Jones wyparł swój żal, że Ellen go opuściła. Łatwiej myśleć,
że umarła, bo wtedy wina jest sytuacyjna, nie osobowa. Jeśli odeszła,
to z mojej winy, jeśli umarła - cóż, zdarzyło się. On nie mógł znieść
poczucia winy; prawdopodobnie Ellen nie była jedyną osobą, która go
w taki sposób opuściła. A co się stało z rodzicami Jonesa? To w tej
chwili nieważne, czemu ich nie było, ważne jest, że ich NIE BYŁO. A
dzieci nie są w stanie przyjąć, że ich rodzice nie są idealni i cokolwiek
się z nimi dzieje, z rodzicami, czy w rodzinie - dzieci biorą winę na
siebie. Takie są, taki jest mechanizm. To się zaczęło wtedy. Poczucie
winy u genialnego dziecka - nie mogło się skończyć inaczej, jak tylko
chorobą psychiczną. ;-) Stawiam smileya, bo to klasyczna sytuacja. Reżyser
pozbierał klasyczne elementy składające się na chorobę psychiczną. Znowu
trochę przesadził, bo wystarczyłby jeden tylko element (a tu mamy: genialne,
wrażliwe dziecko, poczucie winy, brak rodziców, odejście ukochanej -
i znowu złamana etyka zawodowa, bo psychiatrom nie wolno się wiązać
z pacjentami przez co najmniej 5 lat od zakończenia terapii ;-)). Libby
to wie, więc chce przekazać pacjenta swojemu koledze. ;-)
18. Scena w szpitalu, stereotyp psychologa (błędny oczywiście). Pacjentka:
"Jest pani lekarzem, naprawi pani moje życie, prawda?". Nie,
Libby może tylko UŚWIADOMIĆ pacjentce jej życie. BTW, pacjentka depresyjna
- jak szczęśliwa Libby zdobędzie się na minimum empatii? Przecież Libby
wyraźnie tam nie ma!
19. Libby składa rezygnację. Dlaczego przełożona od razu domyśla się,
że chodzi o Jonesa? Logika wymagałaby, żeby przyszła jej na myśl śmierć
Amandy!!!
20. A w ogóle to pisze się Libbie. ;-)) Zakończenie wydaje mi się najnormalniejsze.
Tak się mogło zdarzyć i to nie znaczy, że Jones jest już wyleczony!
Z chorobą dwubiegunową można w miarę normalnie żyć, ale nie można się
z tego wyleczyć. Trzeba brać leki (lit!!!) po prostu. Bierzesz - żyjesz.
Przestajesz brać - choroba wraca ze zdwojoną siłą.
I po filmie. ;-)
Daga