Wczesne
wstawanie nie jest atutem Sawitów, a po wczorajszej imprezie
dzisiejsze wstawanie dla niektórych opóźniło się jeszcze
bardziej i śniadanie było mocno opóźnione.
Na
wycieczkę nie pojechałem bo tam gdzie była planowana (Czarna
Góra) już byłem i te tereny poznałem z Sawą wcześniej. Za
to poszedłem z Myszkami na daleki spacer zaliczając w/g planu
stację kolejową, żeby sprawdzić o której będę miał pociąg
w czwartek na powrót do Warszawy i gdzie odbyła się sesja zdjęciowo
filmowa, następnie przez nieznane jak do tej pory i przez to
mocno przez nas obfotografowane i filmowane tereny Polanicy przeszliśmy do Huty Szkła Barbara, gdzie Wandzia
chciała zobaczyć naczynia szklane w sklepiku przy hucie. Wąskimi
uliczkami przeszliśmy pod południowo wschodni stok Garncarza przez
Polaniczan nazywany Góralką gdzie była nowa całkowicie
atrakcja Polanicy, letni tor saneczkowy. Namówieni przeze mnie
zjechali po jednym razie mocno hamując, Zbyszek bo zjeżdżał z
kamerą w ręku filmując cały zjazd, a Wandzia ze strachem w
oczach pojawiła się przy dolnej stacji bardzo powolutku mocno
hamując.
Po obiedzie składającego
się jak zwykle dla mnie ze smażonego pstrąga i herbaty udaliśmy
się na pierwsze w tym dniu projekcje. Na 19:30 idziemy do kina Światowid
na spotkanie z reżyserem Jarosławem Żamojdą i jego
filmem "6 dni strusia".
Po powrocie z kina
W kinie światowid obejrzeliśmy
historię młodego 26 letniego człowieka, który jako młody
rozpoczynający swoją karierę prawnik traci pracę i
postanawia zostać koszykarzem. Wierzy że w karierze koszykarza
zarobi poprzez role w reklamach zarobi mnóstwo pieniędzy. W
filmie pan Jarosław Żamojda ukazał wątpliwości młodego człowieka.
Czy sukces to wszystko to co się liczy w życiu?
Po filmie reżyser
odpowiadał na dosyć konkretne pytania widzów dotyczących
technicznych
zagadnień związanych z powstawaniem tego filmu, jak też rzeczowo
wyjaśnił co się dzieje z Polską kinematografią i planami na
jej przyszłość.
Z kina wyszliśmy dosyć
późno. Zrobiliśmy sobie okolicznościowe zdjęcia przed kinem
bo zapewne zebranie naszej wesołej licznej gromadki w innym
terminie było by zapewne bardzo trudne.
Mile zaczęty wieczór
należało naszym Sawowskim zwyczajem kontynuować lecz niestety
Polanica tak bardzo mocno dba o zdrowie swoich kuracjuszy że po
godzinie 22:00 raczej trudne jest znalezienie jakiegoś lokalu
żeby w nim można było napić się w miłym towarzystwie
co najmniej piwa. Jedynie w takim momencie można liczyć na
naszą kochaną rezydentkę Teresę, która postarała się o
wpuszczenie po zamknięciu do kawiarni Zdrojowej i tam
posiedzieliśmy dobrą godzinkę, a może i dłużej nad piwkiem
z sokiem. W międzyczasie dotarło do nas kierownictwo kawiarni,
tzn pan Marian z Halinką. Późną noc dotarliśmy do domu i
około godziny 2:00 mogłem dokończyć trzecią kartkę z
Dziennika Festiwalowicza.
I znowu będę
musiał jutro używać LEWARA przy budzeniu towarzystwa.