Zaproszony do posiadłości El Komendante pozostawiłem bardzo ważne obowiązki służbowe i dzięki
 uprzejmości Joasi i Leszka ich samochodem ruszyliśmy do Amirandy.   

W doskonałym nastroju dojeżdżaliśmy do posiadłości  El Komendante kiedy drogę przegrodził nam patrol
 graniczny. Bezwzględnym wzrokiem zlustrował nas sam sierżantczyna i pozbawił bananów oraz wypytywał o posiadanie Rumu. Przebadał na okoliczność przemycanych chorób i zatrzymał do decyzji El Komendante po  którego wysłał jednego ze swoich ludzi. Swoją drogą to nasuwa mi się spostrzeżenie że we wszystkich służbach porządkowych sierżantami są przygłupiaści ludzie nadużywający swojej władzy. Oczywiście tak jak się tego spodziewałem El Komendante przywitał się z nami serdecznie i obsobaczył tego swojego "Garsije" za niepotrzebne oderwanie od poważnej pracy przy przygotowaniu przyjęcia dla gości. Przymilny już teraz sierżant z wyszukaną uprzejmością wskazał nam miejsce do zaparkowania samochodu. W ogrodzie El Komendante oczekiwało już na nas sporo gości uroczyście ubranych w stroje wymagane w zaproszeniu.

Na jednej z dwóch palm wisiały już banany i ja dołożyłem też swoje przemycone, bo nie zwykłym jestem oddawać byle komu co moje, a co innego kiedy robię sam z własnej nie przymuszonej woli. W oczekiwaniu na resztę
 gości zajęliśmy strategiczne zacienione miejsca. Powoli witaliśmy się z dawno nie widzianymi dobrymi znajomymi i przyjaciółmi.
Naświetlono nam "tyle o ile" program imprezy. Jako pierwszy ma być uroczyste wjechanie pod eskortą samego Gubernatora. Ustawiono nas w szpaler wzdłuż głównej alei otaczającej pałac El Komendante i czekaliśmy w napięciu bardzo długo, różne myśli rzucały mi się do głowy ale widok tego tłumu machających chorągiewkami i zbrojna straż odgraniczająca nas od jezdni przypominało mi wizytę jednego z wodzów największego z narodów graniczącego z nami. Znudzony znalazłem sobie zaciszne, zacienione miejsce żeby nie stać na słońcu i tu znowu czujnie wykazał swoje władcze skłonności upierdliwy sierżant każąc biednemu spoconemu żołnierzowi wygonić mnie z dobrego miejsca z którego wszystko widziałem i z którego szybko bym się usunął jak by była taka potrzeba, a Gubernator się spóźniał męcząc swoich poddanych na słońcu. 
Zerwanie się ptaków z pobliskich drzew zapowiedziało wjazd długo oczekiwanego Gubernatora, w aleję wjechał kabriolet poprzedzany dwoma pilotującymi go gwardzistami. Gubernator jakiś nadąsany, strasznie jakiś 
ważny machnął ręką na powitanie i już szedł na przygotowane dla niego miejsce kiedy jak z pod ziemi pojawił się przed nim ten nasz przygłupiasty sierżant zwariowanym krokiem podskakując jak by w rozpalonym ognisku wymusił na Gubernatorze salutowanie. Po krótkim przemówieniu Gubernator obsobaczył swoich poddanych za lenistwo i brak wyników w pracy co skończyło się prawie buntem zbrojnym przeciw niemu , sam Gubernator pod deszczem spadających na niego bananów  zrejterował  i pozwolił na dalszą zabawę pod warunkiem że następnym razem lud będzie lepiej i wydajniej pracował.

Z tej okazji zaprzęgnięto i wyprowadzono na plac beczkowóz z Rumem, który ochoczo został opróżniony a resztki jeszcze w pozycji leżącej dopijano. Na rozpalonym ognisku ustawiono kociołek i gotowano dla spragnionego ludu kukurydzę. Biała część narodu zasiadła przy stole żeby raczyć się specyjałami oraz dobrymi naleweczkami i winami ,co nie przeszkodziło załapać się na kukurydzę z kotła. W wolnej chwili robiono sobie zdjęcia w tym jedno
zbiorowe robione przez samego El Komendante jego dużym aparatem wielkoformatowym z wybuchową lampą błyskową. Po krzakach ukrywała się i filmowała nas jakaś telewizja co i rusz wyciągając kogoś na wywiad. Po krótkim wywiadzie zorientowałem się że jest to jakaś obca agencja informacyjna i jak przyszli do mnie to odmówiłem, bo wywiadu udzielam tylko naszym mediom.

Z przyczyn czysto służbowych nie mogłem być do końca i nie wiem co dalej było , ale z poprzednich edycji Rajdów Q domyślam się że musiała być w czymś uwydatniona upiorna namiętność Tomka (El Komendante).

Zabawa pewnie skończyła się już w całkowitych ciemnościach przy świetle pochodni. Wiem że długo bo cały rok będę czekał na kolejną edycję, która będzie jeszcze fajniejsza i równie brdzo pomysłowa, Tomek zapewne ma już gotowy szałowy pomysł na tę wspaniałą imprezę, ale jak go znam pewnie do samego końca nie ujawni aż w zaproszeniu

Tomku czekamy niecierpliwie na następny Rajd Q na którym postaram się być do końca.