Jak zwykle co roku Wielka Komandoria Rajdu Ququrydzianego zaprosiła nas na cykliczną imprezę. Pogoda nas w tym roku na początku września nie rozpieszczała tak i tym razem w dniu rajdu lało i było zimno tak że na 2 godziny wcześniej zadzwoniłem do Wysokiej Komandorii z pytaniem czy przypadkiem rajd nie zostanie przesunięty na inny termin. W słuchawce odezwał się głos Alka że wszystko odbędzie się dzisiaj. Korzystając z życzliwości właścicieli "Kangura" zajechaliśmy o dziwo przed czasem tak że ścigaliśmy po polu samochód Komandora Rajdu. Prace rozpoczęliśmy od wypakowania samochodu i przyczepyna której znajdowały się rekwizyty potrzebne Komandorowi do tej imprezy Podział pracy był zależny od siły i wieku rajdowiczów,jedni rąbali drwa na ognisko inni w tym czasie przygotowali miejscena samo ognisko w myśl zasadypo nas nie zostawiamy nawet śladu. Byli i tacy co przyjechali na rajd bez obiadui od razu zabrali się za zabrane kanapeczki Ustawiono wszelkie rekwizyty i wciągnięto flagę w obecności Wielkiego Mandaryna z wielkim Q Został wybrany młody Chińczyk do zaszczytnej rolipodpalenia ognia pod tradycyjnym kociołkiem Nastał czas oczekiwania na zagotowanie wody w historycznym już kotle Achera poczym wrzucono obraną wcześniej kukurydzę i z pokorą oczekiwaliśmy na ugotowanie pierwszej jej partii . Komandor sam uroczyście wyjmował kukurydzę jedną za drugą i nastąpiło wielkie obżarstwo tych co się załapali na pierwszy rzut Pogoda nagle się zmieniła, zebrały się wielkie czarne chmury, rozpętała się burza z piorunamii ochoczo schroniliśmy się pod wielką płachtą folii podtrzymywaną parasolkami i specjalnie przygotowanymi do tego drągami. Na zewnątrz pozostali jedynie wytrwali pilnujący ognia pod kociołkiem Gdy druga partia kukurydzy była gotowa,przyniesiono kociołek pod zręcznie zaimprowizowany namiot gdziepanna Ula poczuła się gospodyniąi zręcznie pomagała smarować kukurydzę masłemi posypywała solą Deszcz przestał jednak padać, chmury odsłoniły słońce, które jeszcze intensywniej zaświeciło i wartownicy ognia mogli zdjąć mokre ciuszki Rozpoczęła się następna część ceremoni, Wielki Mandaryn wprowadzony został w asyście tybetańskiego kapłana a dwaj tragarze wnieśli prezenty jakie Mandaryn wręczył swoim poddanym Kolejnym punktemprogramu był konkurs jedzenia groszku pałeczkami Mimo wielkich starań Wielka Komandoria nie wygrała tego konkursu Tomek nie byłby sobą jak by nas nie zaskoczył czymś nowym i ciekawym na polu zaczął rozstawiać kartony, w pierwszej chwili nie wiedzieliśmy co to będzie dopóki nie zmontował wielkiej głowy smoka, przy którym była cała masa chętnych do wspólnej fotografii ze smokiem w każdym kartonie został postawiony człowieki tak wielki smok ruszył po łące ku naszej radości Cóż była by zabawa bez upiornej miłości Tomka do wszelkiego rodzaju wystrzałowych pokazów Wielki smok postawiony został na podporach Tomek sam w asyście pomocników podłożył odpowiednie ładunki stwierdził że za mało jeszcze zadał bólu smokowi i sam własnoręcznie podpalił skutecznie potwora Tym gorącym akcentem zakończyliśmy pobyt na rajdzie po ściągnięciu flagi i posprzątaniu wszystkich śmieci w myśl zasady po nas nie zostawiamy nawet śladu. przy pochodniach pożegnaliśmy Wielką Komandorię i ruszyliśmy do naszych pojazdów . Jadąc tak te parę kilometrów do domu zastanawiałem się ile jeszcze pomysłów wykorzysta Tomek Acher do zaspokojenia naszej próżności. Tutaj możecie obejrzeć zdjęcia nie wykorzystane w tym sprawozdaniu