CHI Ń SKI
16 Rajd Ququrydziany
Jak zwykle co roku Wielka Komandoria Rajdu Ququrydzianego zaprosiła nas na cykliczną imprezę.

Pogoda nas w tym roku na początku września nie rozpieszczała tak i tym razem w dniu rajdu lało i było zimno tak że na 2 godziny wcześniej zadzwoniłem do Wysokiej Komandorii z pytaniem czy przypadkiem rajd nie zostanie przesunięty na inny termin. W słuchawce odezwał się głos Alka że wszystko odbędzie się dzisiaj. Korzystając z życzliwości właścicieli "Kangura" zajechaliśmy o dziwo przed czasem tak że ścigaliśmy po polu samochód Komandora Rajdu.


Prace rozpoczęliśmy od wypakowania samochodu i przyczepy
na której znajdowały się rekwizyty potrzebne Komandorowi do tej imprezy

Podział pracy był zależny od siły i wieku rajdowiczów,
jedni rąbali drwa na ognisko inni w tym czasie przygotowali miejsce
na samo ognisko w myśl zasady
po nas nie zostawiamy nawet śladu.

Byli i tacy co przyjechali na rajd bez obiadu
i od razu zabrali się za zabrane kanapeczki

Ustawiono wszelkie rekwizyty

i wciągnięto flagę w obecności Wielkiego Mandaryna z wielkim Q



Został wybrany młody Chińczyk do zaszczytnej roli
podpalenia ognia pod tradycyjnym kociołkiem


Nastał czas oczekiwania na zagotowanie wody w historycznym już kotle Achera

poczym wrzucono obraną wcześniej kukurydzę

i z pokorą oczekiwaliśmy na ugotowanie pierwszej jej partii .

Komandor sam uroczyście wyjmował kukurydzę jedną za drugą

i nastąpiło wielkie obżarstwo tych co się załapali na pierwszy rzut

Pogoda nagle się zmieniła, zebrały się wielkie czarne chmury,
rozpętała się burza z piorunami
i ochoczo schroniliśmy się pod wielką płachtą folii
podtrzymywaną parasolkami i specjalnie przygotowanymi do tego drągami.


Na zewnątrz pozostali jedynie wytrwali pilnujący ognia pod kociołkiem


Gdy druga partia kukurydzy była gotowa,
przyniesiono kociołek pod zręcznie
zaimprowizowany namiot gdzie
panna Ula poczuła się gospodynią
i zręcznie pomagała smarować kukurydzę masłem
i posypywała solą

Deszcz przestał jednak padać, chmury odsłoniły słońce,
które jeszcze intensywniej zaświeciło
i wartownicy ognia mogli zdjąć mokre ciuszki

Rozpoczęła się następna część ceremoni,
Wielki Mandaryn wprowadzony został
w asyście tybetańskiego kapłana

a dwaj tragarze wnieśli prezenty
jakie Mandaryn wręczył swoim poddanym




Kolejnym punktem
programu był konkurs jedzenia groszku pałeczkami

Mimo wielkich starań Wielka Komandoria nie wygrała tego konkursu

Tomek nie byłby sobą jak by nas nie zaskoczył czymś nowym i ciekawym

na polu zaczął rozstawiać kartony, w pierwszej chwili
nie wiedzieliśmy co to będzie dopóki nie zmontował
wielkiej głowy smoka, przy którym była cała masa
chętnych do wspólnej fotografii ze smokiem

w każdym kartonie został postawiony człowiek
i tak wielki smok ruszył po łące ku naszej radości


Cóż była by zabawa bez upiornej miłości Tomka
do wszelkiego rodzaju wystrzałowych pokazów

Wielki smok postawiony został na podporach

Tomek sam w asyście pomocników podłożył odpowiednie ładunki

stwierdził że za mało jeszcze zadał bólu smokowi i sam własnoręcznie

podpalił skutecznie potwora


Tym gorącym akcentem zakończyliśmy pobyt na rajdzie

po ściągnięciu flagi i posprzątaniu wszystkich śmieci w myśl zasady
po nas nie zostawiamy nawet śladu.

przy pochodniach pożegnaliśmy Wielką Komandorię

i ruszyliśmy do naszych pojazdów .

Jadąc tak te parę kilometrów do domu
zastanawiałem się ile jeszcze pomysłów wykorzysta Tomek Acher
do zaspokojenia naszej próżności.
Tutaj możecie obejrzeć zdjęcia nie wykorzystane w tym sprawozdaniu