Pozostała nam głównie pamięć


Między ulicą Żydowską a Umschlagplatzem (2)

Jacek Leociak

Prace budowlane rozpoczęły się w maju 1949 roku wzdłuż trasy W-Z. Wkrótce jednak zmieniły się warunki polityczne - w architekturze zapanował dogmat socrealizmu. Z tej perspektywy pierwotna koncepcja Lacherta była wielokrotnie krytykowana i poddawana licznym modyfikacjom. Znamienne wydaje się krytykowanie Lacherta za przypisywanie symbolicznej wartości zarówno podłożu, na którym stanął Muranów, jak i samemu materiałowi budowlanemu, z którego był wznoszony. Narzekano na nużącą jednostajność i przygnębiającą ponurość gruzobetonowych elewacji, a także koszarowość samych bloków. Według propagandowej wersji to w odpowiedzi na postulaty obywateli, którzy nie chcieli mieszkać w tak smutnym otoczeniu, wiosną 1951 roku rozpoczęto generalne tynkowanie Muranowa. Na jasnych tynkach domalowywano ornamenty, na gzymsach doklejano ozdoby. Muranów miał być przede wszystkim wesoły i kolorowy. Uderzano też w samą istotę urbanistyki Muranowa - budowanie na gruzach. Szybko zapomniano o ich symbolicznym znaczeniu. Przestały być reliktem, stały się już tylko przeszkodą.
Obszar getta warszawskiego jest dziś niemal doszczętnie ogołocony z materialnych śladów, na których mógłby spocząć wzrok przechodnia. Pamięci o tym, co się w tutaj wydarzyło, strzec mają pomniki i tablice, rozsiane po współczesnym Muranowie. Wylicza je i skrupulatnie opisuje ten przewodnik. Jednak najlepszy nawet przewodnik nie jest w stanie opisać tej pustki, jaką jest - kipiące życiem współczesnej Warszawy - muranowskie miejsce po Żydach. Zgładzono zarówno ludzi, jak i przestrzeń, w której byli. Getto istnieje już tylko pod asfaltem ulic, pod chodnikami, pod skwerami podwórek, szkolnymi boiskami, dziedzińcami przedszkoli, pod obrośniętymi trawą skarpami usypanymi z gruzów, pod wyjątkowo w tej dzielnicy wybujałymi topolami, lipami, klonami. Tam są sklepienia piwnic przykryte gruzem i ziemią - mocne gettowe korzenie.
Żydzi, rugowani z Warszawy, krążyli po jej obrzeżach i osiadali w okolicy. Rugowani z jednych ulic przenosili się na inne. Napływali do miasta mimo zakazów, a kiedy zakazy zniesiono, przybywało ich jeszcze więcej. Przenosili się z miejsca na miejsce, zamieszkiwali wiele ulic, ale ulica Żydowska w średniowiecznej Warszawie była ich pierwszym domem. Kiedy stamtąd odeszli, a na ich miejscu osiedlili się chrześcijanie, nazwa przetrwała jeszcze z górą sto lat. Ulica powoli jednak traciła na znaczeniu, zarastając śmieciami i gnojem, padając pastwą pożarów. Faktycznie przestała istnieć w drugiej połowie XVII w., formalnie została zniesiona w 1765 r. przez powołaną z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Komisję Dobrego Porządku.
Nie znajdziemy ulicy Żydowskiej na żadnym planie Warszawy, a przecież jest ona symbolem początku drogi, jaką przez wieki przebyli warszawscy Żydzi. Tu biło źródło, z którego wypłynął strumień wlewający się w różne koryta i rozlewiska. Stąd dokonał się ich pierwszy exodus, ich pierwsze wyjście. Wyruszyli na długą wędrówkę - kilkaset lat wypełnionych pracą dnia powszedniego i radosną atmosferą świąt. Kilkaset lat obfitujących w całe bogactwo doświadczeń: wspaniałe osiągnięcia w dziedzinie nauki, kultury i sztuki, udział w najrozmaitszych formach życia publicznego i gospodarczego, błyskotliwe kariery i sukcesy, ale także nędza, upokorzenia i prześladowania. Dotarli w końcu do miejsca ostatniego i ostatecznego - na kolejową rampę Umschlagplatzu przy Stawkach.
Między odbudowanymi z wojennych gruzów kamieniczkami Starego Miasta przy ulicy Wąski Dunaj nr 7 i 5 jest metalowe ogrodzenie zamykające teren podwórka. Od furtki w głąb podwórza ciągnie się droga wylana asfaltem. Gdzieś tutaj biegła kiedyś ulica Żydowska. Z miejsca, które było pierwsze, ruszamy ku miejscu ostatniemu. Przechodzimy linię zrekonstruowanych murów obronnych, mijamy z jednej strony pomnik Kilińskiego, z drugiej stojącą w wyłomie murów figurę Małego Powstańca. Przez Podwale wchodzimy na Długą, która prowadzi nas do placu Krasińskich, od zachodu obramowanego wspaniałą fasada pałacu Krasińskich, od wschodu seledynowymi taflami szkła i monumentalną kolumnadą nowej siedziby Sądu Najwyższego oraz pomnikiem Powstania Warszawskiego. Idąc Bonifraterską przechodzimy obok terenu chińskiej ambasady, przecinamy Franciszkańską i dochodzimy do wieżowca "Intraco". Jesteśmy już na Stawkach. Ulica najpierw łagodnie zakręca w prawo, potem ostrzej w lewo. Teraz mamy przed sobą wybudowany tuż przed wojną budynek szkoły. Stąd odjeżdżały pociągi do Treblinki. Stoimy przed białym masywem pomnika na Umschlagplatzu.
Te dwa miejsca dzieli niewielka odległość. Niespełna dwadzieścia minut spaceru. A przecież droga warszawskich Żydów z ulicy Żydowskiej na Umschlagplatz była długa i kręta, oplatająca różne rejony Warszawy, uwikłana w różne etapy historii miasta i dziejów Polski, dotykająca różnych - tych radosnych, i tych bolesnych, tragicznych, straszliwych - doświadczeń. Na tej drodze kształtowały się różne oblicza polsko-żydowskiego współistnienia, okresy współpracy, solidarności, bohaterstwa, ale też wstydu i hańby. Tworzył się kawał naszej wspólnej historii.


J. L.

STRONA GŁÓWNA