Urodziłam się dosyć dawno temu 13.06.1968 roku.
wcale nie jest pechowa, wiem to z własnego doświadczenia (chociaż są tacy, którzy bardzo lubią obwiniać trzynastkę i wierzą w to, że jest niefartowna). Niewiele pamiętam z okresu niemowlęctwa, bo większą część czasu przespałam.
Wczesne dzieciństwo kojarzy mi się z ciągłą wędrówkę - od ośrodka rehabilitacyjnego do sanatorium - zapomniałam dodać, że dość wcześnie lekarze rozpoznali u mnie Dziecięce Porażenie Mózgowe. Tak więc wtedy większą część czasu spędzałam poza domem i tęskniłam za rodziną. Bardzo ciepło wspominam pobyt w Ośrodku przy ul. Ożarowskiej - spędziłam w nim kawał życia. Tam miałam okazję robić różne fajne rzeczy, między innymi intensywnie się rehabilitowałam (ale chyba nie zaliczałam tego do największych atrakcji). Bardzo poważnie traktowałam natomiast zbiórki małych zuchów i zdobywanie sprawności, zuchowy mundurek był moją ulubioną kreacją.
Jak większość dzieci miałam okazję uczęszczać do Szkoły Podstawowej - niestety mój kontakt z rówieśnikami był ograniczony, ponieważ przez prawie 5 lat miałam indywidualny tok nauczania.
Po paru latach nauki pojawił się problem - "co dalej ze sobą zrobić"? Właściwie dość szybko go rozwiązano (ja miałam niewielki w tym udział, a szkoda...).

Wybór przyszłego zawodu, to poważna sprawa...Skierowano mnie do Zasadniczej Szkoły Zawodowej - miałam zdobyć fach i pracować jako introligator - ja nawet nie wiedziałam, co to skomplikowane słowo oznacza. Introligatorstwo nie było moim powołaniem - do dziś pamiętam "święte" słowa nauczyciela praktycznej nauki zawodu: "królowo, ty nawet na sól nie zarobisz". Po wielu trudach ukończyłam tę szkołę i teraz z perspektywy czasu całkiem miło wspominam tamte lata, może dlatego, że zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami - z niektórymi nadal utrzymuję kontakt. Przyznam szczerze, że obecnie niewiele osób z mojej klasy ma cokolwiek wspólnego z introligatorstwem, pomijając oczywiście dyplom.

Tak się złożyło, że "siłą rozpędu" ukończyłam L.O. i zdałam na studia zaoczne do Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej. Tym razem sama wybrałam kierunek studiów - oligofrenopedagogika (też trudne słowo) - wychowanie i nauczanie dzieci upośledzonych umysłowo - to mnie zaciekawiło, może dlatego, że wcześniej miałam kontakt z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Niestety jeszcze kilka lat temu uczelnia WSPS nie była przystosowana do potrzeb osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, bardziej przerażały mnie trudności natury technicznej niż samo studiowanie. Jednak moje obawy szybko się rozwiały - koledzy z grupy pomagali mi wytrwale (wyrabiali sobie mięśnie nosząc mnie z wózkiem po schodach - wypróbowana technika wciągania wózka nie podobała im się). Miałam nadzieję, że chociaż w dzień obrony pracy magisterskiej przejadę się windą, ale niestety zepsuła się, nie mniej jednak udało mi się obronić....
Obecnie pracuję na pół etatu - wpisuję dane do komputera. WIEM ! - niewiele to ma wspólnego z pedagogiką.