HEJ! GÓRY NASE GÓRY
Juhas widzi bacę
prowadzącego duże stado owiec.
- Dokąd je prowadzicie?
- Do domu. Będę je hodował.
- Przecie nie macie obory, ani zagrody! Gdzie będziecie
je trzymać?
- W mojej izbie.
- Toż to straszny smród.
- Cóż, będą się musiały przyzwyczaić.
Góral wraca z
dwuletniej służby w wojsku. Żona Jagna ciągnie go zaraz do
sypialni. On sprzeciwia się i wyprowadza ja na spacer.
- Widzisz Jagna to piękne błękitne niebo?
- No widzę! Chodź do sypialni.
- A widzisz te piękne wzgórza?
- Widzę, no chodź już!
- A widzisz te piękne łąki?
- No widzę widzę! No chodź do ...
- No to patrz i patrz, bo teraz będziesz przez miesiąc
ino sufit oglądała.
- Czy to prawda baco, ze
tutejsi ludzie nie lubią przybyszów z nizin? - pyta
turysta górala.
- A bo ja to wim... Widzicie panocku ten cmyntoz?
- Widzę...
- Tu leżą ci, co przyszli na zabawę bez zaproszenia...
Baca rozmawia z turysta:
- Zabiłem wczoraj 10 cmów - mówi baca.
- Ciem - poprawia turysta.
- Kapciem.
Komisja w Poroninie pyta
górala, czy znal Lenina.
- Powiedzcie gazdo czy znaliście wodza rewolucji?
- Ni, ale uratowolek mu życie.
- !???!! Jak to uratowaliście mu życie?
- Ano idę jo rano, na grań, a tu jakisik panocek
siedzi na pieńku nad przepascia i cosik pisze. Wracom
pode wieczór i ten som panocek siedzi i cosik rysuje.
- No to w jaki sposób uratowaliście życie Leninowi.
- Ano przeca, moglek go zepchnonc w ta przepaść, ale
nie zepchnąłem ... no i tak uratowolek mu życie.
Idzie baca przez połoniny
i widzi jak turysta robi pompki dla zdrowia.
Stanął i kiwa głową z podziwem.
- Rożne ja wiatry widziałem, ale żeby babę spod chłopa
wywiało...?
Sąsiad mówi do bacy:
- Baco, tam za stodołą na waszych deskach chłopaki
gwałcą wasza córkę.
Baca przerażony biegnie natychmiast za stodole, po chwili wraca
uśmiechnięty i mówi:
- Aaaaa.... wiedziolem, ze żartowałeś, to wcale nie
moje deski.
Śpiewa juhas na hali.
Baca nie może wytrzymać i woła:
- Czego się drzes?!!
- Dyć to nie dżez, to folklor!
Siedzi Baca na drzewie i
piłuje gałąź, na której siedzi, przechodzi turysta:
- Baco spadniecie!
- Ni, nie spadnę!
- Spadniecie!
- Ni!
- No mowie wam ze spadniecie !
- Eeee, ni spadnę!
Nie przekonawszy bacy Turysta poszedł dalej. Baca piłował, piłował
aż spadł.
Pozbierawszy się popatrzył za znikającym w oddali turystą i
rzekł:
- Prorok jaki, czy co ?
- Baco, czym zabiliście
sąsiada?
- A syneczką, Wysoki Sadzie...
- Wieprzową czy wolową?
- Kolejową...
Baca zatrudnił się w
kopalni. Już pierwszego dnia miał pecha, bo wpadł do starego,
zapomnianego szybu. Zbiegli się koledzy i mówią:
- Franek, jesteś tam?
- Jo.
- Nic ci się nie stało?
- Ni.
- To wyła? stamtąd.
- Kaj nie mogę, bo jeszcze lecę...
- Wojtek, wyście
taki mondrala, wsytko prawie wicie, to powidzcie wiela jest prowd?
Gazda na to:
- Jo znom jino trzy. Piyrso to świynto prowda, drugo
tyż prowda, i trzecio gówno prowda.
- Baco napisaliście
donos!
- Ni, do wos nie pisolem.
Wywiad z bacą:
- Baco, jak wygląda wasz dzień pracy?
- Rano wyprowadzam owce, wyciągam flaszkę i pije...
- Baco, ten wywiad będą czytać dzieci. Zamiast
flaszka mówcie książka.
- Dobra. Rano wyprowadzam owce, wyciągam książkę i
czytam. W południe przychodzi Jędrek ze swoja książką
i razem czytamy jego książkę. Po południu idziemy do księgarni
i kupujemy dwie książki, które czytamy do
wieczora.
Wieczorem idziemy do Franka i czytamy jego rękopisy.
Baca łapie okazje na
drodze, wreszcie udaje mu się złapać przejeżdżającego
Mercedesa. Wsiada i jada, ale po kilku kilometrach jakoś tak
nudno się zrobiło, wiec baca się pyta :
- A co to panocku, za znaczek z psodu ?
- To ? To taki celownik, jak kogoś złapie w ten
celownik, to już na pewno trafie.
- Aha.
Po kilku kilometrach patrzą, a tu drogą jedzie jakiś facet na
rowerze. Baca mówi:
- A wezcie, panocku, tego clowieka w ten celownik ....
Kierowca skręcił i faktycznie rowerzysta znalazł się "w
celowniku", ale ponieważ kierowca nie chciał iść do
wiezienia, to w ostatniej chwili skręcił, aby nie trafić
rowerzysty, chwile potem baca się odzywa :
- Iiiii, kiepski ten pański celownik, gdybym nie
roztworzył drzwi to by my go nie trafili.
- Baco, czy pokażecie
nam Giewont? - pytają turyści.
- Jo. Widzita ta pierwsza górka?
- Tak.
- To nie je Giewont. A widzita ta druga górka?
- Tak.
- To tyz nie je Giewont. A widzita ta trzecia górka?
- Nie.
- To je Giewont.
- Baco, czy można tu gdzieś kupić części zamienne do
samochodu ?
- Zaraz za wioska jest ostry zakręt nad urwiskiem, a części leżą
na dole...
Rozmawiają dwie gaździny
o swoich dzieciach. Jedna z nich się chwali:
- A mój Jasiek to teroz studyjuje w takim
uniwersytecie, co to się tak jako nazywo: ugryz - nie, nie
ugryz!... użarł - nie, nie użarł... A! Już wim!
UJOT!
Jedzie gazda z gaździna
furmanka. Nagle niebo się zachmurzyło, rozszalała się burza.
Znienacka 20 metrów przed furmanka uderzył piorun. A gazda
patrzy w niebo, palec podnosi i mówi:
- Nooooooo...
Jada dalej. Po chwili następny piorun uderzył 5 metrów za
furmanka. Gazda znów podnosi palec i mówi:
- Noooooooooooooo...
Znowu jada dalej. Nagle kolejny piorun uderza w gaździnę jadącą
na furmance, a gazda zadowolony:
- No!!!
Baca był świadkiem
wypadku samochodowego, poldek walnął w drzewo.
Przesłuchuje go gliniarz:
- Baco jak to bylo?
- Panocku widzicie to drzewo?
- Widzę.
- A oni nie widzieli...
Zmarzniety w czasie śnieżycy
turysta puka do bacówki - otwiera baca.
- Macie baco coś do jedzenia?
- Niii! - To może chociaż wrzątek macie??
- Mom... ino zimny.
Bacowa budzi swojego męża
w środku nocy.
- Antoś, pchła mi chodzi po plecach, złap ja i zabij.
- Zapal światło - doradza zaspany baca. - Jak cię
zobaczy, to sama zdechnie ze strachu.
Baca przyjechał do
Warszawy. Myśli sobie: "psejode się tromwojem".
Idzie do kiosku i gada:
- Poproszę bilet na tromwaj. Mijsce konicnie sidzonce.
Siedzi baca przed chałupą
i pierze w misce kota. Przechodzi turysta i słysząc straszne
piski próbuje zaprotestować:
- Baco, co robicie ?!
- ano kota piere - rzecze baca
- ale baco, kotów się nie pierze!
- piere się piere.
Nie przekonawszy bacy, turysta wybrał się w dalszą drogę.
Kiedy wracał po kilku godzinach zobaczył bacę i leżącego
obok zdechłego kota. Pokiwał głową i mówi:
- a mówiłem, że kotów się nie pierze?
- piere się piere ino nie wyżyma...
Ten sam turysta w następne
wakacje zachodzi w deszczu do bacówki, baca gościnnie częstuje
go gorącą strawą, turysta zajadając spostrzega że do talerza
leci mu z góry woda...
- Baco dach ci przecieka.
- Wim...
- To dlaczego nie naprawisz??
- Ni mogę, przecież dysc pada.
- To dlaczego nie naprawisz kiedy nie pada??
- A bo wtedy nie cieknie...
Zapisują bacę do
Partii. Sprawdzają życiorys.
- No a jak to było po wojnie? Byliście w jakiejś
bandzie?
- Ni, ta bydzie pirsa.
Zapisują bacę do spółdzielni
produkcyjnej.
- Dacie krowę do spółdzielni?
- Dom.
- Dacie konia do spółdzielni?
- Dom.
- Dacie owce do spółdzielni?
- Nie dom.
- Dlaczego?
- Bo mom.
Idzie sobie baca i ciągnie
na sznurku zegarek. Przechodzący turysta pyta zdziwiony:
- A co to baco, zegarek na sznurku ciągniecie?
- Ja go wreszcie nauczę chodzić!
Nad Morskim Okiem siedzi
stary gazda. Przechodzący turyści pozdrawiają go i pytają:
- Co tu robicie?
- Łowię pstrągi.
- Przecież nie macie wędki.
- Pstrągi łowi się na lusterko.
- W jaki sposób?
- To moja tajemnica. Ale jeśli dostanę flaszkę, to ją
wam zdradzę.
Turyści wrócili do schroniska, kupili butelkę wódki i zanieśli
ją gaździe. On tłumaczy...
- Wkładam lusterko do wody, a kiedy pstrąg podpływa
i zaczyna się przeglądać, to ja go kamieniem i już
jest mój...
- Ciekawe... A ile już tych pstrągów złowiliście?
- Jeszcze ani jednego, ale mam z pięć flaszek
dziennie...
Dwóch górali postanowiło
sprawdzić ile ludzi jest w knajpie w Żywcu.
Uradzili, że jeden będzie wyrzucał gości, a drugi liczył.
Tak tez zrobili.
Słychać brzęk tłuczonego szkła, okrzyk "O Jezu" a
góral liczy:
- Roz,
Znowu okrzyk i:
- Dwa
W pewnym momencie brzęk i wylatujący mówi:
- Teroz nie licz bo to jo.
Przychodzi baca do
kolegi chirurga i mówi:
- Wiesz Kazik pomóż, mam brzydką żonę! Weź ty jej
zrób jakąś operacje!
- Ja nie dam rady, ale pogadam z doktorami w Krakowie
może się da, ale to będzie kosztować z jakieś
dziesięć tysięcy.
Spotykają się po dwóch tygodniach. Mówi lekarz Kazik:
- Tak jak mówiłem, da się załatwić, ino dziesięć
patyków przynieś.
- A wiesz Kazik, już nie trzeba, gajowy zgodził się
za pięć stówek odstrzelić.
Siedzi baca na drzewie i
śpiewa. Przechodzi turysta.
- Baco, spadniecie, na drzewie się nie śpiewa.
- Nie spadnę.
Za godzinę wraca turysta, patrzy, a pod drzewem leży baca.
- A mówiłem wam, baco - nie śpiewa się na drzewie.
- Śpiwo się, śpiwo, ino się nie tańcy.
Dwóch juhasów znalazło
jeża i kłócą się o nazwę tego zwierzaka:
- To je iglok!
- To je spilok!
Przechodził tamtędy stary baca i usłyszał sprzeczkę. Podszedł
i zawyrokował:
- To nie je ani iglok, ani spilok. To je kolcok!
Policjant zatrzymuje bacę
jadącego furmanką.
- Baco, co wieziecie?
Baca nachyla się i szepcze:
- Siano.
- Czemu tak cicho mówicie?
- Żeby koń nie usłyszał!
Siedzi baca na skale i
liczy:
- 121, 121, 121...
Przechodzi turysta i pyta się:
- Co tak liczycie baco?
Baca strąca turystę że skały i liczy dalej:
- 122, 122, 122...
Turysta do bacy:
- Ile kosztuje ten pies??
- Sto milionów.
- Przecież nikt go nie kupi.
Po pewnym czasie turysta do bacy:
- Sprzedaliście psa??
- Tak. Za dwa koty po 50 milionów...
Gazdowska rozmowa.
- Staszek, cy twoj konicek kurzy fajkę?
- Nie.
- No, to ci się szopa pali.
W Morskim Oku w przerębli
kąpie się baca.
- Baco, nie zimno wam? - pytają się turysci.
- Ni.
- Ciepło?
- Ni.
- A jak wam jest?
- Jędzej.
Wchodzi baca do sklepu i
nie zamyka drzwi.
- Baco, drzwi w domu nie macie? - Krzyczy na niego
sprzedawczyni.
- Mom, i taką cholerę jak wy, tyz mom.
Spotyka się dwóch górali
wysoko w górach.
- Baco, wełna drożeje!
- A kto tak powiedział?
- Wałęsa.
- A gdzie on pasie?
Góral przyprowadził
swoja żonę będącą w ciąży na badania okresowe. Lekarz
zbadał gaździnę, przyjął honorarium, pożegnał. Do gabinetu
wchodzi mąż i pyta o zdrowie żony. Lekarz odpowiada:
- No cóż, u waszej żony jest ciąża pozamaciczna.
Chłop zbladł i nerwowo sięga po portfel.
- Nie trzeba, gazdo, żona już płaciła.
- Panie doktorze, macie tu 100 tysięcy, i nie mówcie
nikomu, że pozamaciczna, bo jeszcze chłopy mnie
wyśmieją, żem nie trafił tam, gdzie trzeba.