Zjawisku konkursów audio tele pobieżnie zaczęłam się przyglądać
już od momentu ich zaistnienia w programach naszych rodzimych
stacji telewizyjnych. Później, przez jakiś czas, udawało mi
się je, i to nawet dość skutecznie, ignorować. Myślałam sobie,
że jest to, prawdopodobnie, jakaś kolejna nieszkodliwa telefoniczna
zabawa dla małolatów, w rodzaju tych, jakimi, już od lat,
raczy nas, między czerwcem a wrześniem, zresztą na ogół na
dosyć przyzwoitym poziomie, LATO Z RADIEM. Gdy więc zauważyłam,
iż dają się w tę grę wciągnąć również całkiem dorośli ludzie,
to jeszcze nie widziałam powodów do niepokoju. W końcu zestresowani
rodacy muszą gdzieś odreagować i oderwać się od, często szarej,
rzeczywistości, a skoro mogą zrobić to we względnie prosty
sposób, to niech tam...
Moje obawy, o elementarną ludzką przyzwoitość organizatorów
wyżej wymienionego przedsięwzięcia, wzrosły jednak znacznie
z chwilą, gdy dotarło do mnie ile potencjalny szczęśliwiec
musi zapłacić za tę odrobinę złudzeń, jaką jest nikła, a wynikająca
z najzwyklejszego rachunku prawdopodobieństwa, szansa wygrania
(na przykład)upragnionego samochodu. W tym miejscu ktoś, nie
bez racji, może powiedzieć: "Chce się koleś bawić, za
swoje w końcu pieniądze, jego sprawa, i o co właściwie ten
krzyk?". I taki ktoś będzie miał słuszność, ale chyba
nie do końca. Z moich powierzchownych obserwacji i szacunkowych
wyliczeń, (których wyników tu nie przedstawię, aby jeszcze
dodatkowo nie stresować czytającego)wynika bowiem, iż chodzi
tu - ni mniej ni więcej - tylko o zbiorowe robienie narodu
w balona. Jeśli bowiem uświadomimy sobie ile przy takim procederze
- już po odliczeniu kosztów podłączenia się do systemu audio-tele,
odliczeniu wartości najlepszego nawet samochodu, (wygrywanego
wszak tylko przez jednego z nas, i opłat za całą pozostałą
obsługę imprezy - każdorazowo zarabia na naszej naiwności
ukochana, także publiczna, telewizja, której i tak płacimy
za abonament. Tu mam nadzieję, że choćby od tej chwili, większość
z nas nim sięgnie po słuchawkę telefoniczną, by znowu dać
komuś łatwy dostęp do swojej "krwawicy", zapragnie
choćby, aby podobne praktyki, jeżeli już są niezbędne, mogły
być ograniczone tylko do telewizji komercyjnych. Te przynajmniej
albo w ogóle nie pobierają opłat abonamentowych, albo - o
ile to robią - to przystępujemy do ich odbierania na zasadach
całkowitej dobrowolności, i przynajmniej nie próbują, bez
naszego świadomego przyzwolenia, oskubywać nas podwójnie.
Gdybyż to zresztą chodziło tylko o pieniądze wyciągane z kieszeni
tych, którzy nie mają i wydają jak chcą, to może i dziś nie
podnosiłabym larum w tej sprawie, pozwolę sobie jednak przypomnieć,
że na wszelakie audio - tele dzwonią także dzieci bez wiedzy
rodziców, niebotycznie zawyżając płacone przez nich rachunki
telefoniczne. (Podobno pojawiła się już techniczna możliwość
blokowania ze swego numeru telefonu możliwości uzyskania połączenia
z numerami audio- tele, nie oszukujmy się jednak, w praktyce
będzie ona dotyczyć tylko części społeczeństwa mieszkającej
w większych miastach, i to też tej bardziej świadomej i wykształconej),
że już o psychologicznym "pogrywaniu" na samotności,
bezradności wielu ludzi opuszczonych i chorych, bądź po prostu
starych, ale prawie zawsze bardzo biednych, na budzeniu w
nich złudnych nadziei na polepszenie bodaj materialnego bytu
nie wspomnę...
Podkreślam jednak raz jeszcze, gdyby zbulwersował mnie tylko
finansowy aspekt omawianego zagadnienia, bulwersowałabym się
pewnie dalej wyłącznie w tak zwanej cichości ducha, oburza
mnie jednak coś równie przykrego, choć mniej wymiernego. Otóż
autorzy pytań w takich konkursach pozwalają sobie -zupełnie
bezkarnie - mieć nas wszystkich za skończonych idiotów, poziom
dylematów, które każą nam rozstrzygać jest mianowicie mniej
więcej taki; zdecydujcie ile dni ma tydzień? I tu następują
trzy możliwości : a. pięć, b. siedem, c. dwanaście...
Moi drodzy, ja naturalnie rozumiem intencję redagujących
te, pożal się Boże pytania, jasne, że im mniej "intelektualny"
będzie ich (zarówno pytań, jak i autorów) poziom, tym więcej
osób zadzwoni, bez obawy przed kompromitacją spowodowaną brakiem
wiedzy, a każde połączenie kosztuje i "kasa chętnie przyjmie".
Istnieje chyba jednak jakaś granica przyzwoitości... Znacznie
bardziej niż ewentualny brak wiedzy, który przecież można
uzupełnić, na przykład przy pomocy encyklopedii, kompromitujący
jest fakt, że ktoś pozwala sobie myśleć, iż nie warto stawiać,
choćby nieco bardziej skomplikowanych pytań, bo wtedy nie
znajdzie się wystarczająco duża ilość ludzi umiejących na
nie odpowiedzieć i tzw. konkurs nie przyniesie tak dużych
wpływów, jak zakładano. Mnie osobiście to obraża. Mam nadzieję,
że czytającego ten tekst także, bo jeśli to ja się mylę, to
biada nam narodowi nieuków, obarczonemu wybujałymi kompleksami
wobec ZACHODU, a pociechy możemy szukać już wyłącznie dając
się podpuszczać twórcom IDIO - TELE.
|