POTRZEBY PSYCHICZNE I MOŻLIWOŚĆ ICH REALIZACJI U CHORYCH NA SM

dr Bogusław Borys
psycholog kliniczny
I Klinika Chorób Psychicznych
Akademii Medycznej w Gdańsku

Gama ludzkich potrzeb jest bardzo szeroka. Dotyczą one tak sfery biologicznej - i te są oczywiste, bo ich zablokowanie powoduje po prostu śmierć. Nie sposób wyobrazić sobie możliwość życia człowieka bez oddychania, bez odżywiania. Człowiekowi potrzebny jest sen, musi wydalać. Z tymi faktami nikt nie dyskutuje, bo skutki braku tlenu, pożywienia, czy braku snu będą szybko widoczne. Po prostu człowiek przestaje istnieć jako organizm biologiczny. Takie jest niepodważalne prawo natury.

Ale człowiek to nie tylko biologia. Dlatego oprócz wymienionych już potrzeb biologicznych istnieją również potrzeby psychiczne, których nie zaspokojenie nie powoduje wprawdzie natychmiastowej śmierci, tak jak to jest w przypadku braku tlenu, czy pożywienia, ale życie takiego człowieka staje się bardzo trudne, nieznośne wręcz i w efekcie też prowadzi do powolnego umierania.

Bez zaspokojenia potrzeb biologicznych, zwanych też czasem pierwotnymi, życie jest po prostu niemożliwe. Ale też nie sposób wyobrazić sobie egzystencję człowieka, gdy nie są zaspokojone ważne potrzeby psychiczne. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie - co to są "ważne potrzeby psychiczne"? Problem polega na tym, że nie ma jednej, dla wszystkich ludzi takiej samej hierarchii potrzeb psychicznych. Ludzie różnią się pod tym względem, i to bardzo. Więcej, ten sam człowiek w różnych sytuacjach życiowych, w różnych okresach swojego życia może inne potrzeby psychiczne stawiać na pierwszym miejscu. A zatem nie da się w sposób zadowalający wszystkich, według ważności wymienić każdą z potrzeb psychicznych człowieka. Nigdzie w literaturze psychologicznej nie spotkałem kompletnej listy potrzeb psychospołecznych. Stąd ograniczę się do wymienienia tych, z którymi w swojej pracy zawodowej jako psycholog spotykałem się najczęściej.

Po tych wszystkich wyjaśnieniach i zastrzeżeniach najwyższy już czas nazwać konkretnie to, o czym tu mówimy.

A zatem, potrzebujemy -

Nie jest to pełna lista ludzkich potrzeb psychicznych. Jest ich na pewno więcej, ale każda z wymienionych tu zawiera sporo istotnych treści. Spróbujmy więc chociaż bardzo krótko skoncentrować się na nich, zwłaszcza zaś na tych, których realizacja jest szczególnie ważna i jednocześnie często bardzo trudna - w chorobie SM.

Przyjrzyjmy się im po kolei. Potrzeba miłości.

Któż z ludzi - niezależnie od wieku, czy płci - nie pragnie być kochanym? W różnym wprawdzie stopniu, ale potrzeba ta dotyczy wszystkich ludzi. Są jednak sytuacje, są okresy w życiu człowieka, kiedy ta potrzeba staje się szczególnie ważna.

Taką sytuacją jest niewątpliwie choroba. Człowiek potrzebuje niejako potwierdzenia ze strony swoich najbliższych, że jest ważny, że to, co się z nim dzieje nie jest im obojętne, że są przy nim bardzo blisko i rozumieją go. I to byłaby istotna treść potrzeby miłości w tej sytuacji. Człowiek chory, zwłaszcza przewlekle, tak jak w chorobie SM, bardzo potrzebuje takich sygnałów od najbliższego otoczenia. Jeżeli tego zabraknie, żyje się gorzej, czasem wręcz bardzo źle.

Czy rodzina, najbliżsi, zawsze zdają sobie sprawę z wagi zaspokojenia tej potrzeby? Być może nie zawsze. Sądzę więc, że można by z nimi o tym porozmawiać. Czasem brak sygnałów z drugiej strony nie jest wyrazem złej woli. Może być zwykłym niedopatrzeniem w nawale innych, ważnych spraw.

Idźmy dalej - potrzeba bezpieczeństwa.

Ta potrzeba może mieć wieloraki aspekt - od fizycznego począwszy, na głęboko psychicznym skończywszy. Poczucie zagrożenia przeżywa człowiek, który mając trudności z chodzeniem, z utrzymaniem równowagi, nie znajduje właściwego, fizycznego oparcia. Ale jeszcze bardziej zagrożony czuje się człowiek, któremu zachwiało się bezpieczeństwo psychiczne. Wielokrotnie w skrytości serca zadaje sobie pytanie - czy mój dom, moja rodzina nie rozpadnie się z powodu mojej choroby?

Jeżeli ma rzeczywiste obawy w tym zakresie, jego poczucie bezpieczeństwa jest bardzo kruche. I znowu rodzi się pytanie - czy można o tym rozmawiać z najbliższymi? Czy oni wiedzą, że tak rozumiane bezpieczeństwo jest dla chorego szczególnie ważne?

Kolejna potrzeba - być dostrzeżonym, docenionym.

Czasem ludzie mówią, że zupełnie nie zależy im na tym, co inni o nich sądzą, jak ich odbierają. Myślę, że nie jest to do końca prawda. Każdy zdrowy psychicznie człowiek lubi być czasem pochwalony, cieszy się, gdy jego praca, wysiłek są zauważone i docenione. Jakże przyjemnie jest człowiekowi choremu, walczącemu ze swoją niemożnością usłyszeć, że coś mu się udało, że jego mozolne ćwiczenia przyniosły bardzo widoczny efekt. Czy ludzie będący wokół nas, pracujący z nami, sygnalizują nam nasze sukcesy? Podejrzewam, że bywa z tym bardzo różnie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że nie jesteśmy jedynie biorcami w zakresie zaspokajania potrzeb psychicznych. Ci, którzy są wokół nas też pracują, też bywają zmęczeni i zniechęceni. Czy my potrafimy dostrzec również ich wysiłki? Czy potrafimy zasygnalizować im wyraźnie, że widzi- my, co dla nas robią i że to bardzo doceniamy? Oni też mają potrzeby psychiczne. Jednym ze sposobów zwrócenia uwagi otoczenia na własne potrzeby jest dawanie tego, czego od nich oczekiwalibyśmy. To jest dobry sposób swoistego dialogu o potrzebach psychicznych, zwłaszcza wśród osób bliskich.

Szalenie trudną do zrealizowania bywa potrzeba auto- realizacji, czyli potrzeba zrealizowania własnych potencjalnych możliwości, uzdolnień czy predyspozycji.

Choroba potrafi bardzo pokrzyżować plany w tym zakresie. Czy to znaczy, że w takim razie już nic zrobić nie można? Postawa zupełnej rezygnacji byłaby w tym przypadku dużym błędem. Choroba niewątpliwie niektórym planom kładzie kres, ale naprawdę istnieją cele zastępcze. Może rzeczywiście trudno być maratończykiem komuś, kto ledwie porusza się na własnych nogach. Wcale to jednak nie znaczy, że nie może być świetnym brydżystą czy szachistą. Posłużyłem się akurat tym przykładem, ale chcę tylko przez to powiedzieć, że nie mogąc realizować czegoś, co ewidentnie uniemożliwia nam choroba, trzeba w arsenale swoich różnych możliwości poszukać coś takiego, co jest możliwe i co przyniesie satysfakcję. Życie zna wiele wspaniałych przykładów ludzi, którzy realizowali się mimo i wbrew własnej słabości. Bardzo niewiele jest takich sytuacji, gdzie już nie można realizować niczego.

Następną ważną, a trudną do zrealizowania potrzebą jest potrzeba niezależności i możliwości decydowania o sobie.

Czy może być niezależnym człowiek, który porusza się na wózku? Oczywiście, w pełni niezależnym nie może być; będzie potrzebował pomocy innych osób. Ale tak naprawdę nikt z ludzi, nawet najbardziej sprawny, nie jest do końca niezależny od innych. Jestem ciągle pod wrażeniem ważnej lekcji, jaką otrzymałem nie tak dawno od p. dr Barbary Preiss - lekarza rehabilitanta ze Szwecji. Byliśmy u niej z Iwoną, osobą od wielu lat chorującą na SM. Pani Doktor "przerobiła" z nią po kolei niemal całe 24 godziny jej życia. Pytała: -"pokaż, jak wstajesz z łóżka?", -"pokaż, jak siadasz na wózek?", -"pokaż, jak wkładasz rajstopy?" itd., itp. Po każdej prezentacji Pani Doktor uśmiechając się życzliwie zastanawiała się, co można zrobić, by każdą z tych czynności Iwona mogła w możliwie największym stopniu wykonać sama. Okazało się, że czasem przy użyciu bardzo prostych narzędzi można dużo więcej wykonać samemu. Potem w rozmowie Pani Doktor powiedziała mi - "ja zawsze staram się poznawać rzeczywistość każdego indywidualnego człowieka. Wychodzę z założenia, że każdy najdrobniejszy przejaw samodzielności, niezależności, ma bardzo wielką wagę". Naprawdę, bardzo podobała mi się ta lekcja realizacji potrzeby niezależności. Myślę, że Iwona też była z niej i jej efektów bardzo zadowolona.

Być zaakceptowanym takim, jakim jestem - to kolejna, ważna i czasem niełatwa do zrealizowania, zwłaszcza w sytuacji niepełnej sprawności, potrzeba.

Być zaakceptowanym ze swoim niezbyt pewnym sposobem poruszania się. Być zaakceptowanym mówiąc niewyraźnie. To czasem bywa trudne. Stąd osoby w ten sposób chore niekiedy unikają nowych środowisk, nieznanych ludzi. Właśnie po to, by nie narazić się na gest zdziwienia, by zaraz na początku spotkania nie usłyszeć kłopotliwego pytania o przyczynę takiego stanu. To unikanie nowych miejsc, nowych ludzi, powoduje z czasem izolację i zawężenie się do kontaktów jedynie z gronem osób dobrze sobie znanych. W takim środowisku człowiek chory czuje się pod tym względem bezpiecznie, bo tu czuje się zaakceptowanym.

Ten wspomniany wcześniej spontaniczny gest zdziwienia człowieka obcego najczęściej nie zawiera w sobie elementu nieakceptacji. Jest raczej wyrazem pewnego zakłopotania, nieumiejętności znalezienia się tego nowego człowieka w nieprzewidzianej dla siebie sytuacji. Osoby chore, które tak nauczyły się patrzeć na otoczenie nowych ludzi łatwiej radzą sobie z problemem akceptacji i w efekcie są bardziej otwarte na świat zewnętrzny.
Konsekwencją tej otwartości staje się możliwość realizacji kolejnej potrzeby, jaką jest potrzeba przynależności.

Człowiek na ogół chce mieć swoje środowisko, przede wszystkim środowisko ludzi. Takim środowiskiem, do którego należymy jest rodzina. Ale są to również przyjaciele, znajomi, koleżanki i koledzy z pracy. Są to również środowiska ludzi stowarzyszonych wokół jakiegoś celu - jak na przykład Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego, czy też organizacje osób w różny sposób współpracujących ze sobą.

Człowiek ma taką potrzebę. Przewlekła choroba, do jakich niewątpliwie należy SM, może spowodować, że nasze środowiska, w których czuliśmy się dobrze, zaczynają się kurczyć. Słabnie więź ze środowiskiem pracy. Często sami wycofujemy się z grona osób, które znało nas zdrowymi. I tak zaczyna się proces zamykania się w sobie, odchodzenia od ludzi, z którymi dotychczas było nam dobrze. W ten sposób następuje frustracja, czyli niezaspokojenie potrzeby przynależności. Rodzi się poczucie wyobcowania, niepotrzebności, co oczywiście bardzo negatywnie wpływa na nastrój i w efekcie źle służy ogólnemu stanowi zdrowia. Tak być nie musi - pod warunkiem, że przełamiemy w sobie opór w stosunku do ludzi zdrowych i sami się od nich nie odsuniemy. Więcej, w takiej sytuacji należałoby szczególnie pielęgnować kontakty z ludźmi. To bardzo pomaga żyć.

Kilka słów o kolejnej ważnej, ale jednocześnie bardzo trudnej do zrealizowania przez człowieka przewlekle chorego, potrzebie. Człowiek chce być potrzebnym innym ludziom.

Czy to w ogóle jest możliwe w takiej sytuacji? Absolutnie tak! Pod jednym warunkiem, że potrzebności nie sprowadzamy jedynie do pomocy fizycznej. Każdy człowiek niezależnie od tego, czy jest chory, czy zdrowy, jest potrzebny samym faktem swego istnienia ludziom najbliższym. Nawet bardzo chora matka jest w ten sposób potrzebna swoim dzieciom. Nawet bardzo chory mąż jest potrzebny swojej kochającej żonie. Na tym nie musi się kończyć potrzebność człowieka chorego.

Kilka lat temu prowadziłem wraz z jednym z redaktorów radiowy program na żywo zatytułowany "Radio dla samotnych". W trakcie audycji słuchacze mieli kontakt telefoniczny z nami. Kiedyś zwrócił się do nas telefonicznie młody, 27-letni człowiek, który od kilkunastu lat nie opuszczał łóżka. Ów człowiek dużo czytał, pisał, malował. Ale nade wszystko był człowiekiem bardzo pogodnym, pełnym optymizmu. Zwrócił się do nas z propozycją, by podać jego numer telefonu wszystkim ludziom samotnym, zagubionym i smutnym. Wiem, że słuchacze dzwonili do niego, rozmawiali z nim, niektórzy go nawet odwiedzali i byli bardzo zadowoleni z tego kontaktu. Do dzisiaj nie wiem, co tak naprawdę było tajemnicą uroku tamtego człowieka. Ale że było w nim coś nadzwyczajnego, potwierdzali też dziennikarze, którzy opracowywali cały reportaż radiowy z wizyty w jego domu. Ten człowiek tak bardzo chory był autentycznie potrzebny wielu ludziom, mimo iż w ogóle nie wychodził z domu, nawet ze swojego łóżka.

Już na koniec wspomnę tylko krótko o jeszcze jednej ważnej potrzebie. Wspominam o niej na koniec i bardzo krótko tylko dlatego, że tej sprawie poświęcony jest jeden z referatów tej sesji. Mam na myśli potrzebę sensu życia.

Twórca logoteorii i logoterapii - Emanuel Frankl stawia potrzebę sensu życia na czołowym miejscu wśród psychicznych potrzeb człowieka. Być może nie jest to potrzeba, która pojawia się na co dzień. Ale gdy się pojawi, ma ogromny ciężar gatunkowy. Pytanie o sens życia pojawia się zwykle w sytuacjach bardzo trudnych, w momentach przełomowych, wtedy kiedy kończy się jakiś etap, a zaczyna nowy. Pytanie o sens życia na pewno pojawia się w chorobie, zwłaszcza chorobie przewlekłej.

Logoterapia Frankla jest działaniem psychoterapeutycznym zmierzającym w tym kierunku, by pomóc człowiekowi w każdej, nawet pozornie beznadziejnej sytuacji znaleźć sens życia. Poczucie sensu życia, czasem sensu cierpienia, staje się motorem i siłą napędową życia. Być może to poczucie było właśnie tajemnicą oddziaływania tego młodego, chorego człowieka, o którym wspomniałem przed chwilą.

Kończę już, być może za długie wystąpienie, ale i tak mam poczucie, że tylko zasygnalizowałem tę bogatą problematykę, która wiąże się z realizacją potrzeb psychicznych człowieka, zwłaszcza człowieka przewlekle chorego.

Bogusław Borys