|
Przyjaźń
Franciszka i Klary jest świadectwem, że Miłości można bezwarunkowo zawierzyć.
Mimo trudności i cierpień, w przyjaźni odnaleźli prawdziwe szczęście.
"Słysząc rozmowy o Franciszku [Klara]
zaraz zapragnęła go (...) widzieć." (Legenda o św. Klarze 5). Było to w
czasie głośnych w Asyżu wydarzeń związanych z nawróceniem i zmianą stylu życia
Franciszka. Klara miała wtedy około 17 lat, Franciszek 30. Wszystko wskazuje na
to, że wcześniej się nie znali. Przeszkodą był nie tylko wiek, ale i ówczesna
kultura, a także przepaść społeczna, jaka ich dzieliła; Klara była córką
rycerza, Franciszek kupca, a więc zwykłego mieszczanina. A przepaść między tymi
klasami była wówczas (początek XIII w.) dużo większa niż obecnie nam się
wydaje.
Dlaczego więc ta młodziutka dziewczyna
tak bardzo pragnęła spotkać się z Franciszkiem? Nie mogła to być ani zwykła
ciekawość, bo tę powściągnęłoby ówczesne wychowanie, ani romantyczny niepokój
dziewczyny, której ukochany robi coś intrygującego, a ona koniecznie chce go
zrozumieć i przy nim pozostać, jak to przedstawiali niektórzy autorzy książek i
scenariuszy filmowych. Odpowiedź znajdujemy w dalszym ciągu opowiadania br.
Tomasza z Celano: "Natchnął ją do tego Ojciec duchów, od którego oni oboje
otrzymali pierwsze inspiracje, chociaż każde z nich w inny sposób". Od
razu widzimy na czym oparta była przyjaźń Franciszka i Klary: nie na naturalnej
sympatii, ale na wspólnocie ducha, na jednym powołaniu.
Jest bardzo ciekawe, że wcześniej, kiedy
rodzice mówili o jej małżeństwie, ona udawała, że chce je odłożyć na później, w
rzeczywistości pragnąc poświęcić się wyłącznie Bogu. Jednocześnie nie
wspominała nic o wstąpieniu do istniejących już wówczas zakonów. Prawdopodobnie
nie miała jeszcze jasnej wizji własnego powołania, za czymś tęskniła, czegoś
pragnęła, ale nie było to jeszcze skonkretyzowane. To, co słyszała o
Franciszku, musiało odpowiadać jej wewnętrznemu pragnieniu, budzić tęsknotę,
choć przecież jeszcze wtedy nie była zdecydowana co do rodzaju życia, jaki chce
prowadzić. "Niemniej i on (Franciszek) pragnął widzieć się z nią i
rozmawiać, słyszał bowiem o niej jako o dziewczynie bardzo bogatej w
łaskę". Myślał nad tym, czy i w jaki sposób uda się ją wyrwać ze świata i
oddać Chrystusowi. Ale i Franciszek nie miał jeszcze jasnej wizji życia Klary.
"Spotyka się z nią, ale częściej ona z nim". To tak ładnie brzmiące
zdanie wskazuje, że to raczej Klara przychodziła do Franciszka, że to bardziej
ona potrzebowała tych spotkań. Rzeczywiście, Franciszek ukazywał jej wtedy
piękno radykalnego życia Ewangelią, "słodycz zaślubin z Chrystusem",
a przy tym marność świata. Klara całym sercem chłonęła jego słowa, odnajdywała
w nich to, za czym tęskniła. "Zawierzyła więc całkowicie radzie
Franciszka, wybierając go na swego przewodnika na drodze do Boga".
Franciszek nie tylko uczył jej życia Ewangelią, ale myślał też nad sposobem, w
jaki miałaby go realizować. Nie mogła przecież tak po prostu przyłączyć się do
braci. Z relacji świadków wynika zresztą, że jeszcze będąc w domu, Klara
przejawiała skłonności raczej do życia kontemplacyjnego niż czynnego. Było też
nie do pomyślenia, by rodzina zgodziła się na podjęcie przez nią życia w
całkowitym ubóstwie, jak tego oboje pragnęli.
W tej sytuacji Franciszek, w porozumieniu
z biskupem Asyżu, postanowił zorganizować jej ucieczkę z domu. Przedstawił swój
plan, który ona chętnie, z wielkim męstwem podjęła.
Uciekła
z domu w noc po Niedzieli Palmowej; bracia przyjęli ją w kościółku Matki Bożej
Anielskiej, a następnie odprowadzili do pobliskiego klasztoru Benedyktynek. Tu
miała czekać aż Pan objawi swą wolę. Był to bardzo ważny czas, w którym Klara
musiała samodzielnie stawić czoła rodzinie gotowej nawet przemocą wyrwać ją z
klasztoru, ale także podjąć ostateczną decyzję, która zależała wyłącznie od
niej. Klara przekonała się, że jej miejscem nie jest klasztor mniszek, nie
znajdowała w nim spokoju. Wtedy to Franciszek przeniósł ją i jej pierwsze
towarzyszki do ubogiego i małego klasztoru św. Damiana, gdzie miały prowadzić
życie modlitwy i pokuty w klauzurze, zgodnie z natchnieniem jakie oboje
otrzymali, a które obecnie nazywamy duchowością franciszkańską.
Franciszek troszczył się więc nie tylko o
rozwój duchowy Klary i jej sióstr, ale również o sprawy organizacyjne, a także
zapewnił im warunki materialne. Ich przyjaźń stawała się coraz bliższa:
Franciszek był nauczycielem, przewodnikiem; to on wydobywał i nazywał to, co
przeżywała Klara; ona była bardzo otwarta, oddana, gotowa do heroizmu.
Franciszek odnalazł w niej bratnią duszę, z którą doskonale się rozumiał,
której mógł powierzyć to, co miał najdroższego.
Klara stała się jego "roślinką",
jak sama siebie później nazywała, o którą Franciszek bardzo się troszczył,
którą pielęgnował i dbał o jej wzrost; ona zaś była jego ogromną radością,
pociechą i umocnieniem. Widział jak potrafi realizować jego najpiękniejsze i
największe ideały, co było dla niego ogromnym umocnieniem zwłaszcza, że był nie
rozumiany przez wielu braci, a w Zakonie coraz wyraźniej zarysowywały się
podziały. Choć nie ulega wątpliwości, że wzajemne zainteresowanie Franciszka i
Klary sobą nawzajem powstało dzięki wspólnocie ducha, to jednak ich relacja
była również bardzo ludzka, pełna ciepła, uczucia. Źródła niejednokrotnie mówią
o czułej wręcz trosce, jaką Franciszek otaczał Klarę i jej siostry; natomiast
lektura pism Klary nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do gorących
uczuć, jakimi Klara darzyła Franciszka; dotyczy to również pism pisanych wiele
lat po jego śmierci - takich jak Testament. Najbardziej wymownym w tym
względzie jest opis ostatniej choroby Franciszka, zapisany m.in. w Zbiorze
Asyskim (nr 13), gdzie jest mowa o obawie Klary, wówczas również ciężko chorej,
"że umrze wcześniej aniżeli błogosławiony Franciszek".
Przesłała wówczas Franciszkowi list.
"Ten zaś (...) wzruszył się głęboko(...). Celem pocieszenia jej, przesłał
jej swoje błogosławieństwo", przebaczenie wszystkich ewentualnych
uchybień, a także zapewnienie, że jeszcze go przed swoją śmiercią zobaczy i
będzie to dla niej wielką pociechą. Rzeczywiście tak się stało, ale pewnie
trochę inaczej niż się Klara spodziewała: po śmierci Franciszka bracia zanieśli
jego ciało do św. Damiana, gdzie siostry mogły je oglądać przez okienko w
kracie. Nie kryły swego bólu, ale pociechą był dla nich widok stygmatów
wyciśniętych na ciele ich Ojca. Nieprawdą jest natomiast jakoby Klara
opiekowała się chorym Franciszkiem i odwiedzała go w ogrodzie. Jakiś czas
"mieszkał on w pobliżu św. Damiana" (Zbiór Asyski 83), ale w celi
braci, którzy kwestowali na rzecz sióstr, a nie w klauzurze klarysek. Napisał
zresztą wówczas "Zachętę dla Ubogich Pań" i przesłał ją siostrom, co
byłoby przecież niepotrzebne, gdyby się z nimi spotykał.
Uderza fakt, że w wyrażaniu swych uczuć
Franciszek i Klara byli wolni, nie kryli się z nimi, ale też we wzajemnych
relacjach nie byli czułostkowi, nie było też między nimi żadnej dwuznaczności.
Nie było w nich najmniejszej obawy o zdradę powołania - ich miłość była mocno
zakorzeniona w miłości Boga, a celem ich więzi było coraz doskonalsze służenie
Mu.
W
źródłach biograficznych św. Franciszka bardzo prosto jest ukazana jego słabość
w stosunku do płci pięknej. Franciszek nie mógł sobie ufać, nie był też lekkomyślny
i unikał okazji do rodzenia się w nim pokus w tej dziedzinie, bardzo
przestrzegał też przed tym braci. A jednak w stosunku do Klary nie obawiał się
niczego. Ówczesne kanony hagiograficzne były inne niż obecnie - nie dbano
wówczas o ścisłość faktów i chronologię, ważniejsze było ukazanie sylwetki
świętego. Nie wiemy więc, czy Franciszek rzeczywiście powiedział, że z twarzy
rozpoznałby tylko dwie kobiety (br. Tomasz z Celano, Życiorys drugi św.
Franciszka, s. 112), czy jest to sposób wyrażenia przez autora dzieła jego
dystansu i ostrożności w relacjach z paniami. Owe dwie kobiety, na które nie
wahał się patrzeć, jak się powszechnie przyjmuje, to właśnie Klara i pani
Jakobina Settessoli, jego świecka przyjaciółka, którą nazywał "bratem
Jakobiną".
Franciszek potrafił wyrzec się
bezpośredniego kontaktu z Klarą i jej siostrami, ale nie przestał troszczyć się
o nie przez pisma i posługę duchową braci. Klara w tym względzie była innego
zdania. Kiedy Franciszek stanowczo zakazał braciom odwiedzać klasztory sióstr
bez specjalnego pozwolenia Stolicy Apostolskiej, jej reakcja była
natychmiastowa i stanowcza: od razu odesłała również braci kwestujących na
rzecz sióstr - bo skoro pozbawia się je pokarmu Słowa Bożego, to nie chcą też
mieć pokarmu doczesnego. Był to więc - ni mniej ni więcej - strajk głodowy
damianitek. Franciszek ustąpił, złagodził zakaz, uzależniając pozwolenie od
ministra prowincjalnego. Ten fakt ukazuje - po pierwsze, że Klara nie widziała
najmniejszego niebezpieczeństwa w odwiedzinach braci, uważała wręcz za
niemożliwe życie bez ich pomocy i kierownictwa, a po drugie, samodzielność
Klary. Była posłuszna Franciszkowi, we wszystkich pismach wyraźnie wskazuje na
niego jako założyciela zakonu i swojego nauczyciela. Nie była to jednak ślepa
uległość i bezkrytyczna bierność.
Klara była osobą bardzo wrażliwą i
delikatną, ale jednocześnie mocną i zdecydowaną. Doskonale zdawała sobie sprawę
z bezpośredniego działania w niej łaski Bożej: "Gdy najwyższy Ojciec
niebieski raczył oświecić moje serce swoją łaską, abym czyniła pokutę za
przykładem i według nauki świętego naszego Ojca Franciszka..." (Reguła św.
Klary 6, 1). Dlatego właśnie Franciszek mógł Klarze ufać, mógł śmiało powierzyć
jej kierowanie klasztorem sióstr, a także samemu korzystać z jej rady i pomocy.
Nie ma o tym wzmianek w źródłach, ale była na pewno dla niego wsparciem, gdy
miał wątpliwości, gdy trudności z braćmi zdawały się przerastać jego siły. Już
po śmierci Franciszka, kiedy wśród braci bardzo mocno ujawniły się spory
dotyczące duchowości, kiedy było jasne jak wielu braci nie rozumiało Franciszka
i swego powołania, Klara nie tylko pozostała mu wierna, ale własnym życiem
ukazywała istotę franciszkańskiego charyzmatu i umacniała braci pragnących go
realizować. Najlepszym na to dowodem jest ich obecność przy łożu śmierci Klary
i szczery ból z jej odejścia. Ta stałość, mimo wielu przeszkód, byłaby
niemożliwa bez osobistej pewności. A jednocześnie Klara do końca życia (żyła
jeszcze 27 lat po jego śmierci) czule wspominała Franciszka i powoływała się na
jego autorytet.
Najważniejszą cechą duchowości
franciszkańskiej jest żarliwa, pełna uczucia miłość do Boga. Miłość, która
pragnie upodobnienia, nieustannego bycia z Nim. Nie jest to Bóg odległy,
nieosiągalny, ale dobry Ojciec pochylający się nad swymi dziećmi, zatroskany o
ich zbawienie. To Bóg, który w Synu stał się nam tak niesamowicie bliski.
Franciszek i Klara chcieli po prostu być z Nim. I właśnie w Nim odnajdywać
bliskość ze wszystkimi ludźmi. Franciszek z Klarą byli nie tyle obok siebie,
ile stali się jednością. Franciszek nigdy dla Klary nie umarł, żył w niej
nadal, bo takiej jedności nie da się rozdzielić. Oni po prostu spotkali Wieczną
Miłość, tej Miłości niepodzielnie się oddali i pozwolili, by to Ona kochała w
nich. Związek, który w ten sposób między nimi powstał nie był miłością
oblubieńczą, nie było w nim wyłączności - ta Miłość, która w nich była, kochała
wszystkich i wszystko, głębokie więzy przyjaźni łączyły ich również z innymi
osobami. A jednocześnie była tak silna, piękna, tak prawdziwa: pełna wzajemnej
troski, oddania, współczucia, ciepła, pozbawiona egoizmu, chęci zagarnięcia,
pozostawiająca wolność.
Franciszek z Klarą odnaleźli i pięknie
potrafili zrealizować tę komplementarność jaką zamierzył Stwórca w stosunku do
kobiety i mężczyzny. Potrafili zresztą połączyć różne jej aspekty: była to
jednocześnie relacja ojca i córki, brata i siostry, przyjaciół wspólnie
przemierzających jedną drogę... Ich miłość jest nie tylko dowodem na to, że
możliwa jest przyjaźń między mężczyzną i kobietą, ale też jasno ukazuje
prawdziwe źródło i cel każdej miłości, również małżeńskiej.
|
|