ROZMOWA TYGODNIA

z Jolantą Kwaśniewską, szefową Fundacji „Porozumienie bez Barier'


Zawsze pomogę


- Ośrodek Rehabilitacyjno-Tera-peutyczny dla Dzieci Niepełnospraw­nych w Zamościu odwiedza Pani już po raz drugi.

- Jest to jedna z najlepszych pla­cówek w kraju. Podziwiam ogromną determinację Marii Król i osób, któ­re jej pomagają, zwłaszcza dr Zofii Kułakowskiej. Dr Kułakowska jest jednocześnie członkiem rady mojej fundacji, osobą, która wszystkich nas uczyła, czym jest porażenie mózgo­we. Laicy, którzy nie stykają się z tą chorobą, mogą mieć wrażenie, że dzieciom i ich rodzinom udaje się spokojnie egzystować. Tak napraw­dę, bez takich placówek, jak ośrodek „Krok za Krokiem", nie byłoby to możliwe. Chore dzieci tylko tu mogą się kształcić, korzystać z kompute­rów. To dla nich ogromnie ważne, może ważniejsze niż dla dzieci z nor­malnych szkół.

Czasem dzwonię do pani Marii Król, by zapytać, czy mogę podesłać jakąś zagraniczną delegację. Gdyby Zamość był bliżej, zabierałabym tu prezydentowe i królowe, goszczące w Polsce.

- W jaki sposób Pani Fundacja „Porozumienie bez Barier" pomaga­ła zamojskiemu ośrodkowi?


- Utrzymywanie tego typu placó­wek jest bardzo drogie. W normal­nych szkołach całą klasą opiekuje się jeden nauczyciel. Tu proporcje muszą być zgoła inne. Byłoby fantastycznie, gdyby na dwójkę chorych dzieci przy­padał jeden opiekun, ale to ogromnie

Jolanta Kwaśniewska: - Wiele osób jest przekonanych, że fundacja, którą prowadzę, fest jednostką budżetową. Tymczasem nie otrzymaliśmy od pań­stwa ani złotówki,         fot. ar


podnosi koszty. Nie ma jednak inne­go sposobu, by uczyć te dzieci nor­malnego życia i zawodu.

Pani Maria i jej przyjaciele wy­deptali za pieniędzmi dziesiątki dróg. Ja także starałam się pomagać. W końcowym etapie rozbudowy ośrodka moja fundacja przekazała 50 tyś. zł. Wykonaliśmy też dziesiąt­ki telefonów, prosząc o zapewnie­nie jej bytu.

- Otrzymuje Pani zapewne bar­dzo dużo próśb o pomoc. Nie sposób wszystkich spełnić, a prośba z Zamo­ścia została jednak zauważona...

- Zadecydował o tym szczegól­ny ton pierwszego listu, jaki otrzy­maliśmy od pani Król. Byłam cieka­wa i człowieka, który go napisał, i miejsca... To prawda, że do mnie pi­sze każde stowarzyszenie, każda fundacja. Wszyscy mają wrażenie, że wystarczy napisać list i pienią­dze się znajdą. Wierzą w moje ogromne możliwości. Wiele osób jest nawet przekonanych, że funda­cja, którą prowadzę, jest jednostką budżetową. Tymczasem przez wszystkie lata jej działalności nie otrzymaliśmy od państwa ani zło­tówki. Jednak pani Maria wie. że kiedy będzie jej naprawdę trudno, kiedy sytuacja stanie się krytyczna. wystarczy jeden telefon i na pewno jej pomożemy.

Notowała Anna Rudy