Nic nie kosztuje, ale wiele daje
Wzbogaca tych, którzy go otrzymują
Nie
zubażając tych, którzy go dają
Trwa tylko chwilę, a pamięta się
go czasem przez cale życie
Tymi słowami powitała nas jedna z uczestniczek warsztatów szkoleniowych dla liderów terenowych grup wsparcia, zorganizowanych przez Oddział Woj. PTSR w Gdańsku, w dniach 13 - 15 grudnia 2002 r., w Ośrodku Rehabilitacyjno - Wypoczynkowym "Bursztyn" w Jantarze. I właśnie te słowa najlepiej oddają atmosferę towarzyszącą temu spotkaniu. Oto w jednym ośrodku spotkała się grupa niezwykłych, pełnych zaangażowania ludzi, osób kierujących oddziałem i prowadzących szkolenie (psycholog i psychiatra), przedstawicieli kół terenowych i wolontariuszy. Tym co łączyło ich wszystkich była nieprzeciętna życzliwość. W piątek, pierwszego dnia szkolenia odbyło się spotkanie organizacyjne, podczas którego mieliśmy okazję zapoznać się, ale prawdziwa praca zaczęła się następnego dnia, bezpośrednio po śniadaniu. Rozpoczęliśmy od rozważań czym właściwie jest wsparcie, czy jest to tylko dzielenie się swoimi doświadczeniami, odczuciami, czy może też poznawaniem choroby. Szybko doszliśmy do wniosku, że wsparcie to również rozmowy o problemach, z którymi mamy do czynienia każdego dnia, o wyborach, których trzeba często dokonywać, pomaganie innym, którzy mają podobne doświadczenia i odczucia. W ten sposób uczestnicy szkolenia rozszerzyli definicję wzajemnego wsparcia, co pomogło potem przy dyskusjach na inne tematy np. o rodzajach grup wsparcia. Ale od tego chyba powinnam zacząć, czym tak naprawdę jest grupa wsparcia. Otóż według materiałów informacyjnych, przygotowanych przez organizatorów "grupą wzajemnego wsparcia będziemy nazywali grupę ludzi chorych na stwardnienie rozsiane, względnie grupę ludzi, którzy - jak członkowie rodzin - mają do czynienia na co dzień z tą chorobą". A podstawowym jej celem jest pomóc członkom grupy w lepszym zmaganiu się z chorobą. Wspominam o tym nie przypadkowo, otóż uważam, iż właśnie podczas naszego szkolenia powstało coś na kształt takiej grupy. W trakcie wykładów i ćwiczeń, zaczęły się wywiązywać pouczające dyskusje, każdy mógł zabrać głos w interesującej go sprawie, dzielić się swoimi przemyśleniami czy doświadczeniami, zaczęło nawiązywać się coś na kształt przyjaźni. Każda wolna chwila była wykorzystywana, aby wzajemnie się poznać. Były spacery nad morze, gra w bilard, wieczorne długie rozmowy w pokojach, ale najpełniej to, co się działo w naszych sercach, zostało odzwierciedlone podczas uroczystej kolacji, która odbyła się w sobotni wieczór. Po niespełna półtora dniach spędzonych razem, ludzie śmiali się, rozmawiali, jakby znali się od dawna, ale chyba najlepiej to co się działo przekażą zamieszczone poniżej zdjęcia.
W niedzielę, ostatni dzień naszego spotkania, odbyły się jeszcze jedne, bardzo interesujące warsztaty, mianowicie dyskusja na temat "Jak powiedzieć innym, że się choruje na SM". Ten problem dotyczy większości ludzi, którzy mieli kiedykolwiek coś wspólnego z tą chorobą. I nie jest ważne, po której stoi się stronie, czy jest się chorym, rodziną, czy przyjacielem chorego. Dla obu stron jest to bardzo ciężkie przeżycie. Wymiana doświadczeń na ten, jakże trudny temat, mogłaby być dobrym początkiem dyskusji, jeśli ktoś z "wieloletnim stażem choroby" chciałby pomóc swoimi radami np. grupie wsparcia dla osób młodych. To jeden z licznych przykładów i pomysłów, jakie padły podczas tego, jakże owocnego szkolenia. Istotnym elementem naszego pobytu w Jantarze, była możliwość indywidualnych rozmów z naszą kadrą medyczną. Magdo, Beato - dziękujemy Warn.
Mam nadzieję, że już niebawem zaczną powstawać, właśnie takie, jakże potrzebne - co najlepiej pokazało szkolenie - terenowe grupy wsparcia. Pamiętajmy, jak mówi inny fragment cytowanego na wstępie wiersza, że ..."Nikt bowiem nie potrzebuje śmiać się tak bardzo, jak Ci, którym nie zostało już nic do dodania".
AGNIESZKA ŚWIERCZ