O cierpieniu

Psychorefleksje

dr Bogusław Borys
Gdański Tygodnik Katolicki "Gwiazda Morza" 23/2000

Trudny temat

Są takie sprawy, bardzo istotnie związane z życiem człowieka, których istnienia wolałoby się nie dostrzegać. Wiadomo, że one są, bo realiom trudno zaprzeczać. Ale skoro już muszą być, niech pozostają gdzieś w ukryciu, na zasadzie tematów tabu. Jest wiele takich wstydliwych, kłopotliwych i trudnych zarazem zagadnień. Co z nimi zrobić? Zagłuszać innymi, przyjemniejszymi sprawami? A może udawać, że ich nie ma? Odkładać na później? Milczeć...? To wszystko można zrobić, ale - jak się okazuje - możliwe to jest tylko do czasu. Wiele z tych niechcianych, wymazywanych tematów, po prostu jawi się w życiu ludzkim, i to często w momencie najmniej odpowiednim. Takim trudnym, niechętnie poruszanym tematem jest problem cierpienia. Wobec zjawiska cierpienia, zwłaszcza gdy dotyka ono naszych najbliższych lub nas samych, stajemy często bezradni jak małe dzieci. Człowiek, nawet bardzo dojrzały, zwłaszcza w początkowej fazie konfrontacji z cierpieniem, jest zagubiony i czasem długo nie potrafi się odnaleźć.

 

Zjawisko cierpienia

Cierpienie jest pojęciem, które dla każdego myślącego człowieka ma określoną treść. Może czasem trudno je zwerbalizować, ale wszyscy po swojemu to słowo i jego treść rozumiemy i dlatego zbędna, wręcz przeszkadzająca byłaby jakakolwiek, nawet mądrze brzmiąca definicja. Przeżycia towarzyszące każdemu cierpieniu, jeżeli nie mówimy o doznaniach patologicznych, są zawsze bolesne, a często wręcz bardzo bolesne. Dlatego zrozumiałym i oczywistym jest fakt, że normalny, przeciętny człowiek nie chce cierpienia. Stara się, niemal za wszelką cenę przed nim uciec. I to jest pierwsze, ważne spostrzeżenie dotyczące tego zjawiska. Ale zaraz za tym idzie niestety następne. Cierpienie jest doświadczeniem powszechnie towarzyszącym ludziom i nie da się przed nim uciec zupełnie.

Właściwie każdy człowiek, niezależnie od wieku, płci, statusu materialnego, czy społecznego, ma w tym względzie jakieś własne doświadczenia. Cierpienie może dotyczyć różnych sfer ludzkiego życia. Mowa jest o cierpieniu fizycznym, psychicznym, moralnym, czy duchowym. Ale tak naprawdę cierpi zwykle cały człowiek, niezależnie od tego, w której sferze tkwi pierwotne źródło tego cierpienia. Idąc dalej w tej swoistej klasyfikacji można by powiedzieć o różnym natężeniu cierpienia. Wydaje się, że ktoś przeżywa bardzo ciężkie cierpienie, a ktoś inny cierpi mniej. To może być bardzo złudne. Są różne przyczyny cierpienia. Ale też i ludzie są różni. Każdy człowiek cierpi trochę inaczej, cierpi po swojemu. Więcej, ten sam człowiek może różnie znosić cierpienie, w zależności od towarzyszących temu cierpieniu okoliczności. I to są kolejne, ważne spostrzeżenia związane z problemem cierpienia. Jestem przekonany, że tych refleksji i spostrzeżeń dotyczących zjawiska cierpienia, jest jeszcze znacznie więcej.

 

Czy cierpienie uszlachetnia?

Tak się czasem mówi i pewnie może być w tym powiedzeniu sporo prawdy. Każde cierpienie jest swoistym wyzwaniem dla człowieka. W tym sensie - używając języka psychologicznego - cierpienie jest stresem. Stres w określonych okolicznościach i do pewnego momentu, może spełniać rolę konstruktywną w życiu człowieka. Bywa czynnikiem mobilizującym do wysiłku i w konsekwencji prowadzi do osiągnięć. Mówiąc o cierpieniu, które jest stresem, na pewno udałoby się znaleźć przykłady, być może nawet z własnego życia, bolesnych doświadczeń, które w efekcie pogłębiły refleksyjność, przyspieszyły dojrzałość psychiczną, czy też duchowo wzbogaciły. Człowiek, który doznał takiego cierpienia, ma szansę być pełniejszą, w wymiarze ludzkim, istotą. Niestety, nie zawsze tak się dzieje. Czasem bywa wręcz odwrotnie. Cierpienie niekiedy staje się destrukcją, prowadzi wręcz do tragedii. Te tragiczne epilogi są jednak najczęściej efektem "chorego" cierpienia, które jest osobnym, obszernym zagadnieniem. Co jednak zrobić z bardzo ciężkim i długotrwałym cierpieniem, które przekracza już próg ludzkiej wytrzymałości? Przestało już uszlachetniać, a jedynie nieznośnie męczy?

 

Sens cierpienia

W tym momencie odwołam się do jednego z przedstawicieli kierunku psychologii egzystencjalnej V. E. Frankla. Jest on twórcą tak zwanej logoteorii i logoterapii. Ta ostatnia - mówiąc najkrócej - polega na pomocy w znalezieniu sensu życia komuś, kto dramatycznie zwątpił w jakikolwiek sens. Ilustracją logoterapii w wydaniu Frankla może być przykład, który przytacza on w swojej książce zatytułowanej "Homo patiens". Do autora, jako do psychoterapeuty zwraca się starszy pan z prośbą o pomoc. Jest w głębokiej, trwającej blisko trzy lata depresji. Powodem tego stanu była śmierć żony. Ów starszy pan był lekarzem. Trzeba też dodać, że było to bardzo kochające się małżeństwo. Zaraz na wstępie człowiek proszący o pomoc zaznacza: Kolego, tylko żadnych leków, bo te mogę zaaplikować sobie sam. Nie chcę za pomocą leków zagłuszać świadomości, że po śmierci żony moje życie straciło sens. Po chwili rozmowy Frankl zorientował się, że istotnym problemem jego rozmówcy jest fakt poczucia bezsensu tego cierpienia. Zadał mu więc pytanie: Czy pan może sobie wyobrazić sytuację odwrotną? To znaczy, pan zmarł, a żona cierpi po śmierci swojego męża? Zapadło dłuższe milczenie. Po chwili starszy pan uświadamia sobie, że sytuacja, którą aktualnie przeżywa jednak ma sens. Jego ukochanej żonie, tej najdroższej istocie został zaoszczędzony ból i cierpienie, które musiałaby przeżywać po jego śmierci. W tej sytuacji, to on płaci tę cenę, która jej została zaoszczędzona. Od tego momentu jego życie i cierpienie, którego doznawał, nabrało sensu. Cierpienie wprawdzie nie przestało natychmiast dokuczać, ale istotną ulgą stało się uwolnienie od poczucia bezsensu tego cierpienia. Jakikolwiek komentarz - jak sądzę - jest w tym momencie zbyteczny.

Bogusław Borys