Nie każdy smutek jest depresją

 

dr Bogusław Borys
Gdański Tygodnik Katolicki "Gwiazda Morza" 10/2001

Naturalną reakcją człowieka na niepowodzenie, odrzucenie, poważną chorobę, czy śmierć bliskiej osoby, jest smutek. Jest to adekwatna reakcja do zaistniałej sytuacji. Za wcześnie byłoby jednak ten stan nazywać depresją.

Smutek

Smutek - obok innych stanów - bywa nieodłącznym atrybutem ludzkiej egzystencji. Jego przyczyny mogą być bardzo różne. Od spraw drobnych, szybko przemijających, po bardzo poważne, których konsekwencje rozciągają się na wiele lat. Te pierwsze przechodzą zwykle łatwo, niemal niezauważone. Te drugie trwają najczęściej dość długo i potrafią bardzo dokuczyć. Ale nawet te ostatnie nie muszą stanowić źródła depresji. Człowiekowi jest wprawdzie czasem bardzo ciężko, radzi sobie z największym trudem. Ale jednak - często przy wsparciu osób bliskich - jakoś sobie radzi i z czasem smutek słabnie, aż wreszcie zupełnie ustępuje. Nie bez powodu powstało znane i często bardzo prawdziwe powiedzenie, że "czas leczy rany". Jest też jednak smutek inny. W początkowej fazie często nawet trudno powiedzieć, na czym ta inność polega. Nie koniecznie waga problemu, który wyzwolił stan przygnębienia, o tym decyduje. Bywa, że bardzo trudny problem i jego konsekwencje, nie przeradzają się w depresję. Zdarza się też, że depresja -i to bardzo ciężka - pojawia się właściwie bez zewnętrznie uchwytnej przyczyny. Jednak samo pojawienie się smutku o niczym jeszcze nie przesądza. Najczęściej - na szczęście - jest to ten smutek, na który lekarstwem są bliscy i życzliwi ludzie oraz czas.

Dziwny, mroczny stan

Ten inny smutek pojawia się niejednokrotnie w sposób dziwny. Czasem smutek nie jest wcale ani pierwszym, ani dominującym objawem. Na czoło wybijają się raczej inne odczucia i inne reakcje. Człowiek odczuwa, że ogarnia go jakaś niezrozumiała niemoc. Wykonanie zwyczajnej, wręcz banalnej, czy nawet lubianej dotychczas czynności, staje się bardzo trudne, a niejednokrotnie przekracza jego możliwości. Czuje się wyraźnie słaby i zmęczony, po ziej nocy, której zamiast normalnego snu towarzyszyły krótkie, często przerywane epizody senne, niektóre koszmarne. Mimo potwornego zmęczenia nie udało się zasnąć. Poranek, po takiej - kolejnej już zresztą - nocy, nie jest radosnym początkiem dnia. Wręcz przeciwnie, staje się początkiem kolejnego, piekielnie trudnego zadania, które jest niewykonalne. W takiej sytuacji wszystko wokół staje się szare, pozbawione zwykłych, normalnych barw. Obecność ludzi, dotychczas bardzo nawet lubianych, zaczyna denerwować. W głowie kłębią się uporczywe myśli. Są wśród nich takie, które czarnym cieniem kładą się na obrazie własnej osoby. Człowiek wydaje się sobie bardzo nieciekawy, właściwie nie potrafiący nic zrobić. Te myśli idą dalej. Jawi się obraz nie tylko osoby nieudanej, ale wręcz złej. Zaraz za tym idzie samo-oskarżenie i ogromne poczucie winy dotyczące różnych spraw. Właściwie wszystko, całe życie i to co wokół, jest bez znaczenia, pozbawione jakiegokolwiek sensu. Konsekwencją takiego widzenia siebie i świata stają się zupełnie czarne myśli, które wręcz przerażają. Skoro tak to wszystko wygląda, to po co żyć? Stąd myśli samobójcze, a nawet działania w tym kierunku, stają się bardzo częstym elementem tego koszmarnego stanu. Nad tym wszystkim unosi się zupełny brak nadziei na jakąkolwiek możliwość zmiany sytuacji.
Cóż to za dziwny, nieznany, a przynajmniej nieznany w tych rozmiarach, stan? Na szczęście nie zawsze i nie w każdym calu jest on aż tak dramatyczny. Początkowo może się wydawać, że może to przemęczenie, jakieś potworne lenistwo, a być może starość...? Z czasem człowiek przestaje się w ogóle nad tym zastanawiać. Po prostu tkwi w rym stanie, bojąc się każdego, następnego dnia. Jeżeli to wszystko, a przynajmniej niektóre z tych doznań pojawiają się i trwają niezmiennie jakiś czas, to znak, że mowa tu o tym innym smutku. Jeżeli na dodatek spokojne, rzeczowe i bardzo życzliwe rozmowy z najbliższymi nic nie potrafią wyjaśnić i zmienić tego czarnego obrazu rzeczywistości, to z całą pewnością jest to depresja. Bezwzględnym wskazaniem w takiej sytuacji jest pomoc profesjonalisty. Może nim być psycholog kliniczny, chociaż w cięższych stanach powinien to być najpierw lekarz psychiatra, który szybciej i skuteczniej może pomóc poprzez zastosowanie właściwego leczenia środkami antydepresyjnymi.

Skąd się bierze taki stan?

Czasem bardzo trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Owszem, są sytuacje, jest ich nawet wiele, gdzie bliższą lub dalszą przyczynę można łatwo znaleźć w różnych okolicznościach życiowych. Czasem ta przyczyna jest bardzo bezpośrednia i wyraźnie czytelna. Innym razem źródła stanu depresyjnego nie są już tak ewidentne. Jest wprawdzie wiele czynników, ale przecież one trwały od dawna. Dlaczego właśnie teraz nastąpił kryzys? Być może zdarzyło się coś pozornie nieistotnego, co stanowiło przysłowiową kroplę, która przelała zawartość. Nastąpiło coś, co można nazwać swoistym "zmęczeniem materiału". Wszystko razem - zarówno określone sytuacje życiowe, jak również dodatkowo towarzyszące okoliczności, mogą stanowić istotną przyczynę depresji. Mówimy wtedy o stanie reaktywnym. Depresja jest więc tu odpowiedzią człowieka na to, co się w jego życiu dzieje. W takim wypadku ograniczenie się wyłącznie do leczenia farmakologiczne go byłoby działaniem daleko niewystarczającym. Konieczna jest psychoterapia, która zmierzałaby w kierunku próby rozwiązania, a przynajmniej zmniejszenia zaistniałego problemu. Są też takie depresje, gdzie bardzo trudno doszukać się jakiejkolwiek zewnętrznej przyczyny. W takim przypadku najprawdopodobniej idzie o tak zwaną depresję endogenną, czyli uwarunkowaną czynnikami biologicznymi, czy biochemicznymi. W przypadku takiej osoby leczenie farmakologiczne specjalistycznymi lekami jest konieczne. Bardzo wskazana jest też dłuższa, jeżeli nie stała współpraca z lekarzem psychiatrą. Taki chory może i powinien się nauczyć żyć ze swoją chorobą, również korzystając z odpowiedniej psychoterapii.