Jak ważne jest dbanie o higienę ciała wiedzą najlepiej ci,
którzy korzystają z komunikacji miejskiej w upalne dni. Przykre
to, ale homo sapiens sam z siebie różami nie pachnie. Niezbyt
zdrowy homo sapiens tym bardziej niestety. Chwilowo dajmy spokój
tym niezbyt miłym dywagacjom i sięgnijmy do tradycji przodków
naszych.
Oto mam przed sobą reprint wspaniałej książeczki wydanej w
1859 roku pt. "Dawna przodków naszych obyczajność".
Autor tego dziełka, niejaki pan Ignacy Piotr Legatowicz napomina
surowo:
O porządnej kąpieli pan Legatowicz jakoś nie wspomina. Nie
było wtedy z tym najlepiej, ale przed Wielkanocą kąpano się z
całą pewnością.
Pan Makary jest natomiast zwolennikiem krótkiej, codziennej
kąpieli tak oto przeprowadzonej:
"- Podczas codziennej kąpieli szczotkuję całe ciało
ostrą szczotką, albo pocieram gruboziarnistą solą
ciechocińską, po czym obmywam je najpierw ciepłą, a
następnie zimną wodą i ponownie trę zgrzebną szmatą,
zmoczoną w zimnej wodzie i dobrze wyżętą. Na ciało tak
rozgrzane, parujące, niedosuszone wkładam bieliznę...".
"- Codziennie rano, przed kąpielą tępym nożem usuwam z
języka biały nalot - toksyny i nieczystości wydzielone w
ciągu nocy z organizmu, po czym przepłukuję nos, gardło i
usta ciepłą, osoloną wodą. Jeśli tej ważnej czynności nie
wykonam, toksyny owe wracają z pożywieniem do organizmu i
zatruwają go...".
Najlepszą porą do kąpieli jest ranek. W ciągu nocy nasz
organizm pracuje pełną parą i przez skórę wydostają się
produkty przemiany materii, które muszą zostać usunięte.
Obmycie całego ciała jest konieczne. Jednak aby poczuć się
czystym nie trzeba koniecznie pławić się w wannie. Miednica i
ręcznik zupełnie wystarczy.
Mokrym ręcznikiem należy wytrzeć całe ciało, następnie
wypłukać ręcznik i obetrzeć się nim powtórnie.
Osobiście nie radzę skrobać nożem języka. Szczególnie,
jeśli mamy niezbyt sprawne ręce o nieszczęście nietrudno.
Zamiast tego możemy zastosować ssanie oleju (pisałam o tym),
które usuwa toksyny równie, a może nawet bardziej skutecznie.
Potem trzeba wypłukać usta - można słoną, ciepłą wodą,
jak radzi pan Makary i dopiero po tym zabiegu umyć zęby.
Moi kochani, w naszym przypadku problem higieny jest szalenie
istotny. Wszyscy wiemy, że w większym skupisku SM-owców
bywają problemy zapachowe. Jeżeli używamy pampersów, staramy
się zmieniać je natychmiast po zabrudzeniu. Gdy jest to
niemożliwe od razu, to po pewnym czasie do wymiany nadaje się
nie tylko pampers, ale i odzież. Tkaniny bardzo łatwo się
nawaniają i wywietrzyć tego nie sposób. Trzeba prać.
Człowiek bardzo łatwo przyzwyczaja się do własnego zapachu.
Może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jakie wonie
rozsiewa. Jeżeli jednak wiemy, że jesteśmy świeżo umyci i
mamy na sobie czyste ubranie, możemy śmiało wchodzić między
ludzi i nikt nie będzie kręcił nosem.
Myć się i prać to jedyne wyjście z sytuacji.
Jako ciekawostkę podam, że tak popularny dzisiaj prysznic
zawdzięcza swoją nazwę prostemu chłopu śląskiemu Wincentemu
Priessnitzowi, który zrobił majątek na leczeniu wodą i to w
XIX wieku. Wodolecznictwem zajmował się też sławny ksiądz
Sebastian Kneipp z doskonałym zresztą skutkiem. Jego książka
"Moje leczenie wodą" została wydana również w
Polsce i mimo upływu lat jest lekturą bardzo interesującą.
Kochani, wody nam jeszcze na szczęście nie brakuje, więc
korzystajmy z niej w myśl ludowego przysłowia: "Chcesz
być zdrowy, młody, to nie stroń od wody".
IRENA ABRAMSKA